wtorek, 2 listopada 2010

Podsumowanie!

alaskańska głowa
Jak podsumować podróż na Alaskę? Co właściwie z nas zostaje tam; co właściwie możemy zabrać ze sobą tu, jak się ma do tego upływający czas - czy porządkuje naszą przeszłość, odkłada na nigdy-nie-mające-nadejść "potem" w specjalnym archiwum? Co się stało z tamtymi "my", alaskańskimi, teraźniejszymi ze światem, bijącymi sercami ziemi? Możemy pisać prozę, robić film, opowiadać, wspominać. I to się dzieje. To róbmy, póki nam się chce coś robić ("Robiąc cokolwiek stajesz się kimkolwiek. Robiąc coś, stajesz się kimś"), bo w przyszłości nas, których nie znamy, być może nie będzie miejsca na sprawy, które trwają tutaj, w tym czasie. Alaska to symbol zmian, jakich oczekiwaliśmy, i o które zabiegamy. Czy to samo w sobie nieustanne "zabieganie o coś" może być celem, dążeniem, a nawet programem? A po co cel, powie ktoś z pierwszego wręcz rzędu. Być może zdał sobie sprawę, że ulotne są nasze namiętności i nie zmartwychwstają w nas, jak codziennie zmartwychwstaje świt (jak pisał poeta), a przez to mordują bezbożnie w każdej sprawie, obojętnie wzruszają ramionami, milczą do nas bezsilnością. Czy to można zaakceptować? Trzeba chyba być idiotą. Nie mieć węchu, nie czuć smaku, być rośliną. Ba, nawet roślina wie lepiej. Roślina pnie się w górę, do słońca. Pokazuje jedyny słuszny, jak słonecznik, kierunek. "Instynktownie" wie, co dla niej dobre. I my chcemy poddać się tej instynktownej pogoni w-gdzieś-tu-i-tam. Najlepszej, bo nierozumianej, a akceptowanej. Jak miłość. Zawierzonej, jak miłość. Jak miłość szczerej i prostolinijnej. I to niech będzie naszą ojczyzną ideologiczną, naszym sposobem na podsumowanie podróży na Alaskę. Niech coś pozostanie po niej, niech nasza robota pobudza do życia, molestuje tęsknotą, a kiedyś odda to serce na tacy wykonanej ze złota z Bonanza Creek. Chcecie czasem rozumieć bohaterów filmów, które pochłaniacie - wy, my - widzowie? Pewnie, że tak. Słynne pytanie: "Jakby to było, jakby to było". Słynne. Musisz to robić TY, żeby dowiedzieć się, że powtarzanie po kimś przynosi rozczarowanie. Wyobrażenia o emocji przerosły nas. Ale czy w zamian nie masz tej dzikiej satysfakcji, że teraz to Ty już faktycznie wiesz, jak to jest. Jesteś świadkiem tego przeżycia. Ty to widziałeś, czułeś, byłeś, dotykałeś, słyszałeś. Być może trzeba popracować nad odbiorem jakości, tak jak kiedyś godzinami pracowało się nad anteną tv, by poprawić jakość obrazu, lub nawet zlikwidować śnieżenie. Ale pomyśl, czy nie było by po prostu miło być pierwszym, robić coś lub w sposób, którego nikt nie spróbował? Czy wówczas bylibyśmy w stanie coś stracić? Nie wydaje mi się, rybeńki. Będziemy silni w swoich korzeniach, w swoich prawach, swoich sądach. Będziemy stawiać opór. I będziemy to robić świadomie, z premedytacją, chętnie. Czy to wystarczy na podsumowanie naszej Alaski? Wiec jak tam faktycznie było, na Alasce: "fajnie", czy były "wspaniałe widoki",  czy spotkaliśmy "miłych ludzi". Takiej odpowiedzi stanowczo nie mogę Wam udzielić.

czwartek, 9 września 2010

Alaskańska noc, alaskański moloch, alaskańska kofeina..

Co tu kryć i owijać w przysłowiową bawełnę. Nadchodzi czas pożegnań i my wietrzymy go już w powietrzu. Przed chwilą skończyliśmy pierwszą segregację gratów i pakowanie plecaków do tzw. "otwartej połowy". Ileż tego jest.. W pokoju, w którym śpimy jeszcze do niedawna powstawały okresowe ścieżki między tobołkami, bo nie ma tu szafy z prawdziwego zdarzenia:) Nie wiemy czy to dobrze czy źle, że ostatnie cztery dni spędzamy w Anchorage. Z jednej strony dobrze, bo pewnie oderwanie się od "prawdziwej" Alaski z dnia na dzień nie byłoby łatwe. Z drugiej ciągle ciągnie gdzieś poza zasięg policyjnych krótkofalówek, automatów połykających biletowy bilon, lepkich gum do żucia i śladów opon nagłego hamowania przed łosiem. Jutro robimy pożegnalny spacer "za miasto". Chcemy zobaczyć jak to jest: wyjść po godzinie marszu z miasta i znaleźć się w interiorze. Może chociaż arktyczna ziemna wiewiórka pomacha nam po ludzku na "do widzenia"? Bo ludzie obok są fatalni. Silna grupa Japończyków w jadalni. Nie wiem czego jest tam więcej: laptopów czy ich? Przy tym świergolą po ichniejszemu. Nie powiem, Nintendo jest OK (choć nie zawsze..), ale w ich kulturze czułbym się jak małpa w cyrku. Nie pozostało chyba nic w ich kontakcie z rzeczywistością, co nie byłoby uziemione przez elektryczność, elektroniczność, mechaniczność i ogólną twardą warstwę nienatury. Chyba wiecie o co mi chodzi?!? Co więcej tu mamy: podejrzanie dziwną personę płci męskiej w średnim wieku, która co dnia smaży śmierdzące kiełbasy, snuje się w zimowej czapce po hostelu i non-stop przesiaduje przed tv odbiornikiem (bez względu na porę dnia). Rosjanie są. Wczoraj nas wkurzyli gadaniem pod naszymi drzwiami o 01:00 w nocy, tak że nie szło zasnąć. Przegoniliśmy małolatów. Niestety, miasto ma to do siebie, że zawiera ludzi. A to nie za dobrze:) Czy cieszymy się, że zobaczymy dom, bliskich? Oczywiście, ale ta ziemia ma to do siebie, że pasujemy tu jak puzzle w układance. Koncentruje się tu życie, które mogłoby być dla nas wzorem. Zarówno życie zwierząt (milszych od ludzi, jak mówił Leon w filmie Bessona), jak i życie ludzi w małych lokalnych społecznościach, oderwanych z innego mikrokosmosu i dryfujących pozornie na oślep w nurcie codzienności. Alaska to nie wakacje, leniwe i miłe chwile, relaks i odpoczynek. Alaska jest przystankiem (jak z telewizyjnego serialu), na którym mamy nadzieję jeszcze kiedyś wysiąść i zaciągnąć się jej mroźnym powietrzem. Dzięki za komentarze i jakieś słowo na blogu składamy właściwie tylko mojemu wujkowi (ke?), naprawdę przyjemnie pisało się w eter bez nazwy, do czytelników bez twarzy. U nas prawie północ, a zatem: dobranoc!

Up here in my tree

W dziupli mojego drzewa
Tyle co nic, znaczą dla mnie nagłówki waszych gazet
Nigdy więcej nie sforsują mojej głowy
W zamian słuchać wolę mowy drzew

Macham do was, przyjaciele
Ale zdajecie się nie dostrzegać
Spoglądacie na ulice swoich miast
Zajęci waszymi papierosami
Zamykacie się w kinowych salach

Pamiętam jak zarzekałem się
Że wiem już wszystko
Ale wiedza jest jak drzewo
Które rośnie razem z tobą

środa, 8 września 2010

Paradoks komunikacyjny

Wiadomo. W ciągu polskiego roku kalendarzowego nie wyrabiam statystycznej normy wypowiadanych słów. Przynajmniej tych głośno wypowiadanych. Większość ludzi dokoła mówi więcej. Za to: tutaj w przeciągu minionych trzech tygodni przerobiłem całą roczną normę i zaczynam limit z roku 2011. Nie, nie chodzi o język. Angielski już mi naprawdę bokiem wychodzi. Buech. Ten ich akcent sam w sobie jest śmieszny, a co dopiero w połączeniu z ich poczuciem humoru.. A jednak wszyscy nasi rozmówcy są na tak. Opowiadają, słuchają, kiwają głowami, przytakują, uśmiechają się, zastanawiają. I są zadowoleni. Rozmawialiśmy z Amerykanami, Włochami, Norwegami, Indianami, Eskimosami, Kanadyjczykami, Polakami.. i pewnie z kilkorga innymi -AMI. Wszyscy bardzo mili. Może z kilkoma niechlubnymi wyjątkami. I te rozmowy były ciekawe i nie odpychały mnie, jak niektóre rozmowy w Polsce. Nie wiem, to pewnie atmosfera wyjazdowa. Ale i tak warte odnotowania.

PS. Zdjęcie na głównej przedstawiające czoło lodowca Matanuska zrobił nam pewien Włoch. Potem Włocha mijaliśmy na autostradzie. Zatrzymała go policja (State Troopers). Od tamtej chwili uważniej patrzyliśmy na znaki i noga stała się jakaś lżejsza.

Córka śniegów

London nie był podobno zadowolony z tej powieści. Jest to jedna z pierwszych jego książek i między innymi na niej właśnie zaczął wyrabiać swój styl. Zapoznana czytelniczka chwali sobie jednak i w duchu prawdopodobnie zastanawia się: jakby to było pozostać tutaj do zimy, do pierwszych śniegów, których mokre płatki skropiłyby twarz całkiem już niebawem. W górach jesień. Jadąc przez Kanadę, pagórkowaty, a często wręcz górzysty obszar Yukon Territory, złocił się, żółcił, to zaś purpurowiał, czerwienił się, bladozielenił i brunatniał na gałęziach drzew. Stanowy symbol: fireweed (rodzaj zioła występującego głównie w Północnej Ameryce) już przekwitł, choć wciąż ozdabia przydrożne łąki. Wiatr chłodny, gęsioskórkowy, polarny i świeży. Słońce zaś na przekór nadciągającej zimie - kiedy świeci możesz poczuć się, jak w nadmorskim, zachodnioeuropejskim kurorcie. Śnieg leży wysoko w górach. Najbielszy jest na stokach Mount McKinley. Zachęca swym blaskiem i kusi swoje ofiary, jak syrena ludzi morza. Zima tutaj jest tym dla Alaski, czym słońce w zenicie dla basenu Morza Śródziemnego. To wielki niedosyt i marudzenie zarazem: być tutaj, a wypatrywać zbliżającego się października. W Valdez spada tyle śniegu, że przy drogach osadzone są trzymetrowe tyczki, aby można było zimą znaleźć drogę. Przy tym temperatury wysokie: niewiele poniżej 0*C. Wtedy rusza Iditarod Race - wyścig psich zaprzęgów trwający kilka dni nieprzerwanych zmagań. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto uważa że ten sport (dziś sport, a kiedyś sposób na szybkie przemieszczanie się) to zwykłe wykorzystywanie biednych psów do ciężkiej harówy może się solidnie puknąć w czoło. Te stworzenia nie mają na ziemi większej przyjemności ponad znój zimowego szlaku, a czasem nawet trudno je zatrzymać w dzikim pędzie. Za to: zdajcie sobie, niektórzy z was, sprawę że to wy, miasto-mieszczący-się europejczycy wyrządzacie krzywdę psom husky, na które jest teraz taka moda w naszym kraju. Tłuste i nieruchawe, smażące się w grubym futrze z pewnością są wam wdzięczne za swój los. Zima, zima.. alaskańska natura podpowiada zżyć się z nią. Na jesień ustawić w rzekach metalowe linki z czujnikami zegarowymi. Czekać, aż woda zamarznie, a potem robić w Fairbanks zakłady na masową skalę: kiedy, o której dokładnie godzinie lody zaczną pękać na wiosnę? Kiedy nasza zmęczona psychika, nerwy, gniew i ból głowy ustąpią niczym ręką odjął, kiedy kojący trzask i cieplejszy powiem pojawią się za kilka miesięcy. To byłoby warto przeżyć.

wtorek, 7 września 2010

Anchorage po raz drugi

Wróciliśmy do miasta. Od razu przeszkadzają hałasy współlokatorów i te zaokienne, uliczne. Tu jest inaczej. Jeszcze wczoraj podróżowaliśmy po Kenai Penninsula - południowo wysuniętym półwyspie Alaski. Spędziliśmy dwie noce w Girdwood (niewielkiej mieścinie położonej praktycznie w lesie), odwiedziliśmy nadmorskie (nadoceaniczne?) Seward, które jako miasto podobało nam się bardziej niż półprzemysłowe Valdez, w którym natomiast bardziej podobały się nam widoki na okalające góry. W Seward, z uwagi na wilgotną pogodę (o dziwo..tu jednak czasem pada deszcz!), wybraliśmy się do oceanarium (Sealife Center), gdzie można popatrzeć na przeróżne żyjące indywidua: od meduz począwszy, poprzez ośmiornice, ryby, płazy, foki, a na lwach morskich skończywszy. Było warto. Zwłaszcza widok ponad półtonowego lwa morskiego zabawiającego się w najlepsze z kilkuletnimi dziećmi przyklejonymi pyszczkami do szyby był nie-do-zapomnienia. Na drugi dzień wybraliśmy się w góry na Crow Pass, czyli najwyżej położoną przełęcz na trasie Iditarod Historical Trail - legendarnym szlaku pierwszych poszukiwaczy złota w regionie. Po drodze natrafiamy na porozrzucane bezładnie elementy maszyn parowych i wyciągarek, których zadaniem było zwożenie urobku z sztolni w doliny. Po dość mozolnej wspinaczce, spotkaniu z owieczkami Dalla i poszukiwaniu bezpiecznego przejścia przez górski strumień wyłaniamy się z mgły (bo pół drogi trzeba było iść w chmurze) i widzimy chatę Chugach National Forest. To właściwie nasz cel, dalej już tylko zejście na dół i dalsza część szlaku aż do Eagle River, jakieś 4 dni marszu stąd. Po powrocie do samochodu kierujemy się na północ, poprzez Anchorage aż do Wasilli (w pobliżu rolnicza dolina Matanuska - wspominana wcześniej), gdzie spędzamy jeszcze jedną noc u zapoznanych couchsurferów. Jak zawsze są bardzo mili. Dziś rano wybraliśmy się na krótki hike po górach w okolicy Hatcher Pass. Widoki podobne do tych tatrzańskich z tą różnicą, że przestrzeń kilka razy rozleglejsza, no i chmury widać od tej drugiej strony - z góry. Dzień bardzo przyjemny, ciepły. Cieplejszy niż w Polsce i słoneczny. To już za nami. Teraz siedzimy znowu w mieście. Atmosfera inna, ale taką też lubimy na swój sposób. Zostaniemy tu już do końca, ale mamy jeszcze w zanadrzu kilka miejsc do odwiedzenia, rzeczy do zrobienia. Tymczasem kończę - z alaskańskim pozdrowieniem:-)

niedziela, 5 września 2010

Prince William Sound

Południowa część Alaski ma to do siebie, że przez większą część letnich dni pada deszcz, a niebo zasnute jest ciężkimi chmurami. Można taką pogodę w duchu przeklinać, ale trzeba pamiętać o jednym: bez takiego klimatu nie byłoby tutaj północnych lasów deszczowych i lodowców. A to przecież one decydują o wyjątkowości południowej części 49 stanu (chociaż osobiście bardziej przemawia do mnie Interior:).
Tematem przewodnim ostatnich kilku dni były lodowce: Valdez, Matanuska i Worthington.
Największe wrażenie wywarł na nas lodowiec Valdez, ale to zapewne z tej prostej przyczyny, ze pływaliśmy na kajakach wokół jego czoła, że tak się wyrażę, i w związku z tym byliśmy bardzo blisko. To środowisko niespotykanie piękne, biel poprzetlataną z czernią i niebieskością, słychać było wokół trzaskanie lodu. Z drugiej jednak strony to środowisko niebywale surowe dla człowieka, niesłychanie zimne i niebezpieczne. Wywrotka kajakiem w takim lodowcowym jeziorze z pewnością skutkowałaby hipotermią. Nie chciałabym tego przeżyć, dlatego bardzo ostrożnie wpływaliśmy między szczeliny.
Z kolei jak wspinaliśmy się na Worthington i Matanuskę (oczywiście w takim stopniu, w jakim pozwalał nam brak doświadczenia z lodowcami i brak odpowiedniego sprzętu) byliśmy trochę dalej od czoła lodowca, ale za to widzieliśmy z góry ogromne szczeliny, które - jako ze świeciło słońce - zazwyczaj przyciągały uwagę swoją niespotykaną niebieskością.
Kończę, bo jesteśmy w przytulnym, ale dosyć głośnym hostelu, ciężko się skupić i słowa nie chcą swobodnie wychodzić spod pióra. Kończę więc, dobranoc.

czwartek, 2 września 2010

Polacy na Alasce

Zupełnie przypadkiem (szukając domu, w którym dziś nocujemy) natknęliśmy się na Polaków! Po chwili rozmowy po angielsku i fundamentalnym tutaj pytaniu "skąd jesteście?", usłyszeliśmy w odpowiedzi: "ja tez". Początkowo sądziliśmy, że chodzi o polskie korzenie, które tutaj ma chyba każda napotkana osoba (sic!) i o dziwo, i wbrew stereotypom wszyscy wiedza, gdzie leży Polska. Wracając, okazało się, ze dziewczyna pochodzi z Polski i mieszka tutaj od 10 lat. Zawołała swoja mamę, która przyjeżdża na lato. Mama mieszka w Zabrzu! Umówiliśmy się na jutro na kajakowanie wśród kry lodowcowej. To, co się tu dzieje nie mieści się w ramach niczego niższej rangi niż film przygodowy lub książka, w której bohater napotyka na swojej drodze przedziwne zbiegi okoliczności. Dziś śpimy w przyczepie z ogrzewaniem, własną toaleta, a nawet telewizorem z odtwarzaczem dvd, że lodówce nie wspomnę! Te popularne tutaj samochody RV (Recreation Vehicles) to istne domy na kółkach. Mając coś takiego można spędzić miesiąc i czuć się tak komfortowo, jak w domu! Tymczasem dobranoc, karaluchy pod poduchy.

Gulf of Alaska

Jesteśmy w Valdez, mieście portowym położonym na południowo-wschodnich wybrzeżach Alaski, bezpośrednio nad Pacyfikiem. Co prawda jeszcze go nie widzieliśmy, bo dojechaliśmy tutaj ok. 17:00 i szukaliśmy noclegu, ale ceny okazały się tak wysokie (ok. $100 za pokój dla dwóch osób), że zadzwoniliśmy do ludzi z couchsurfingu i nas przenocują. Teraz siedzimy w Halibut House. Jest to coś w rodzaju baru szybkiej obsługi, tyle że podają smażone ryby prosto z sieci. Najpierw zamówiliśmy koszyk z kawałkami halibuta, teraz pani podała łososia. Mamy, trochę czasu przed noclegiem, bo umówiliśmy się na 21:00 (nasi gospodarze żeglują gdzieś w zatoce), więc chyba wybierzemy się do portu pooglądać łodzie rybackie. Mój telefon padł, więc na ewentualne sms'y odpiszę jutro. Tutaj jest zasięg.

W Dawson było wspaniale, ale kosztowało nas to trochę drogi. Najpierw z Fairbanks trzeba było przejechać ok. 1480 km, potem z Dawson do Valdez 1563 km. Dużo, ale droga tutaj upływa jakoś inaczej. Szybko. Droga przeważnie asfaltowa (fragmenty szutru), na której rozsiane są jakieś wioseczki mniej więcej co 200-300 km. Poza tym tylko góry i równiny. Po takiej drodze można poruszać się ze stałą prędkością ok 120-130 km/h bez przerwy. Często odwiedza się stacje paliw. W Stanach galon kosztuje ok. $3.5-3.7, czyli ~2.5 zł za litr. Taniocha:)

Pozdrawiamy wszystkich, dziękujemy za Wasze sms'y, wiadomości, komentarze, maile i przepraszamy, że nie odpowiadamy imiennie, ale naprawdę nie ma na to czasu. Buziaki!

Klondike - Tr'ondek Hwech'in

Klondike to kraina poszukiwaczy złota. Do niedawna sądziłem, że to taka stara miłobrzmiąca nazwa obszaru nadana przez pionierów, którzy znaleźli złoty piasek w Bonanza Creek. Tymczasem prawdziwe było tylko to, ze nazwa piękna jednak pochodząca z języka indian Tr'ondek Hwech'in. Tr'ondek - Klondike. Muzeum mieści się w budynku Danoja Zho (Long Time Ago House), oprowadza nas po nim młoda indianka, której praprapra dziadek był wodzem plemienia. Indianie żyli tu w zgodzie z naturą - ich duchowość nakazywała mysleć o sobie, jako cząstce świata tak samo małej i skromnej, jak kamień czy gałąź drzewa. Biały człowiek jest pępkiem wszechświata. Tr'ondek przenosili się z miejsca na miejsce, w zależnosci od pory roku - raz łowili łososie, raz zbierali jagody, raz polowali na karibu. Ich terytorium to rzeka Jukon w górnym biegu i dalej na północ. Ich kultura i rękodzieła są bogactwem, język przyjemnie brzęczy w uszach, opowieści i legendy wciągają i dają do myślenia.

Tam gdzie rzeka Klondike wpada do Jukonu rozsiadło się niegdyś wielkie miasto: Dawson City. Dziś można je pieszo pokonać w 15 minut spacerem. Mieszka tu ok. 600-700 ludzi. To niewiele, jeśli przyłożyć do tego skalę "szarańczy", jaka napływała tutaj około roku 1898 - było tu wówczas blisko 10.000 poszukiwaczy marzeń o wielkim bogactwie. Tak naprawdę połowa nie dotarła do złotonośnych strumieni, druga polowa nigdy nie znalazła złota, a bardzo duża część po prostu straciła życie przedzierając się przez Alaskańska zimę. To, co tu zostało po nich jest namacalne i realne, jakby działo się wczoraj. Nawet dzisiejsze miasteczko oddaje klimat tamtych dni, ulice są błotniste, chodniki drewniane, szyldy ozdobione charakterystyczna "dzikozachodnia" czcionka. Przy rzece stoi "Keno", statek parowy zbudowany specjalnie do transportu surowców i zapasów. W muzeum oglądamy film i łapiemy atmosferę. Ludzie zdają się być naturalni, krzykliwi, 100% tubylczy. Chata Jacka Londona to nic, w porównaniu z opowieścia, jaką na jego temat snuła pewna starsza pani. W życiu nie słyszałem w ten sposób opowiadającej osoby - z przejęciem, sercem, pasja. To wszystko się tu naprawdę wydarzyło i to niezwykle móc oglądać to na własne oczy, zanurzyć ręce w Jukonie, patrzeć na szczyty, na które patrzyli ludzie sprzed ponad 100 lat.

Jutro opuszczamy Dawson i wracamy do 49 stanu USA. Teraz będziemy kierować się nad Pacyfik do portu Valdez.

wtorek, 31 sierpnia 2010

The city of goldrush

Po krótkiej przerwie piszemy z Dawson City (Yukon Territory, Kanada). Dotarliśmy tutaj po dwóch dniach jazdy, najpierw autostradą Alcan (Alaska Highway), potem od miescowości Whitehorse na północ przełomem Jukonu. Jest tu tyle do zobaczenia, że jak zwykle brakuje nam czasu. Miejsce bardzo symboliczne z historycznego punktu widzenia. Nie zdołam opisać tu wszystkich historii, które się słyszy - muszę zostawić to na później, lecz z pewnością są godne opisania. Mieszkamy w starym Bankhouse'sie - drewnianej konstrukcji domu, w którym nocowali traperzy. Jest przytulnie i ciepło (mamy grzejnik elektryczny), gorąca woda pod prysznicem i czujemy się świetnie! Internet w kawiarni po przeciwnej stronie ulicy. Zorzy jeszcze nie widzieliśmy. Jak się okazuje albo są chmury albo jej aktywność jest bardzo słaba. Poza tym trwa ok 10 min i ciężko ją "upolować". Kończę, bo musimy się zbierać. Aha - nasze telefony nie działają w Kanadzie. Odezwiemy się z Alaski.

piątek, 27 sierpnia 2010

Fairbanks, city of Aurora

Jesteśmy w Fairbanks. Poranek słoneczny. Już nas to nie dziwi, a powinno. Gdyby mnie ktoś w przyszłości zapytał jak jest z pogodą na Alasce to ze złamanym uśmiechem na twarzy odpowiem, ze rzadko zdarzają się tak piękne dni latem w Polsce. Sprawdzam prognozę na zorze - niestety w skali od 0-9 dziś ma być tylko 2, ale widoczna z tego miejsca. Będziemy wypatrywać. Wczoraj testowaliśmy swoją wytrzymałość na Stampede Trail. Było ciężko, głównie z uwagi na ciężkie plecaki. Niecałe 20 km w jedną stronę robi swoje. Teren też nie płaski. Dużo krzaków, zalana droga, bagna, strumienie, jedna rzeka do przekroczenia. Doszliśmy do Teklaniki. Nie wyglądała wcale strasznie - pewnie nie miałbym problemów z przekroczeniem. Gorzej z Sabinką, bo jest niższa i woda prawdopodobnie sięgała by jej do pasa, a była dość szybka, miała ok 1-2*C, no i nie widać dna, bo to rzeka lodowcowa, biała i pienista. Do busu nie poszliśmy i nie żałujemy decyzji, bo chyba byśmy dziś wykończyli. Doszliśmy do wniosku, ze trzeba wziąć tam jeepa, dojechać mniej więcej do Sevage River i dalej pieszo z marszu przekroczyć Teklanike (rozgrzane ciało), spać w busie i wracać na drugi dzień. Po drodze ślady zwierzyny (chyba łoś lub karibu). Nocleg nad rzeką przepiękny. Ma się tam ma poczucie, ze jest się na końcu świata. Siedem godzin marszu do najbliższej przejezdnej drogi szutrowej, potem jakieś 10-15 km drogą szutrową i dopiero pierwsze zabudowania i asfalt. Najbliższe miasteczko oddalone o ok. 50-60 km. Nad rzeką spokój. Żywej duszy. Nad ranem zrobiło się zimno, kolo 0*C, ale nie zmarzliśmy (opłaciło się tachać manele na plecach). Wieczorem jadąc już do Fairbanks widzieliśmy zachód słońca na pół nieboskłonu, w barwach purpury rozsiany na tysiącu małych chmurek. Oraz księżyc i słońce w jednym czasie, mniej więcej na tej samej wysokości. Było ok. 22:00. Robi wrażenie! Dziś jedziemy się wymoczyć w gorących źródłach Chena River Hot Springs, odwiedzimy tez najsłynniejszy uniwersytet na Alasce. Następne wiadomości prawdopodobnie z Dawson City, czyli ok. 20h jazdy samochodem stad. Może za kilka dni. Tymczasem kończę, bo zaczynają mi marznąć place u nóg. Pa.

środa, 25 sierpnia 2010

"Outer Town Cabin"

Pierwszym odglosem, ktory nas zbudzil byl pikajacy ekspres do kawy, ktory automatycznie wlacza sie 10 minut przed biologicznym budzikiem naszego gospodarza. Kiedy ten wstaje kawa jest gotowa. Probujemy spac dalej. Drugi odglos zaklocajacy blogi sen w temperaturze 67*F to wstukiwane na patelnie jajka. To juz w sumie wystarczylo, zeby sie dobudzic.. okolo 6:00 rano:) Pozegnalismy sie, bo Ben musial juz jechac do pracy i zostalismy sami. Teraz robimy sobie sniadanie: zupa + tosty (jakos u nich mi zawsze wychodza i sie nie przypalaja?), pomidory, kawa. Nauczylem sie gotowac wode w mikrofali, bo u nich inaczej sie raczej nie da. Nie maja tu czajnikow. Herbaty nie pija, a kawe robi ekspres. U Bena jest cieplo. Bardzo:) Najcieplej jak do tej pory. Uzywa piecyka na rope, bo jest tania i podkreca temperature. Przed chatka zawsze siedzi pies, ktory para sie stukaniem ogonem w drewniany podest, za kazdym razem kiedy tylko ktos wychodzi. W zagrodzie obok stoi sobie slodki jak (yak), ma male urocze rozki, jest caly czarny i jak sie skonczy go glaskac to biegnie za toba i wsuwa lepek miedzy kolana, ze jeszcze jeszcze:) Generalnie sielanka. Nie mozna tego porownac do zycia w miescie. Inny mikrokosmos. Powoli zbieramy sie, pakujemy bety do auta i bedziemy ruszac w jedynym slusznym kierunku, czyli na polnoc. Jeszcze troche Alaska i Outer Range przed nami, a potem rowniny przed Fairbanks. Pogoda nadal sie spisuje. Buziaki dla wszystkich:)

Wildlife

Piszemy kilka słów z małej drewnianej chatki w lesie, gdzie śpimy razem z facetem w naszym mniej więcej wieku:) Opowiada bardzo interesujące historie, głównie o niedźwiedziach;P Dzisiaj byliśmy w Parku Narodowym Denali, jechaliśmy tak zwanym shuttle bus, 4 godziny w jedną stroną w głąb Denali. Dookoła nic, tylko wszechogarniająca cisza i monumentalne góry wraz z najsłynniejszym sześciotysięcznikiem Denali na czele. O dziwo, przez kilka godzin nie byl zasłonięty przez chmury i widzieliśmy go w całym majestacie. Potem 2 godzinna wycieczka w dzicz i powrót busem ok. 3 godzin. Po drodze
widzieliśmy mnóstwo dzikich zwierząt z okna autobusu: karibu, losie, niedźwiedzie, orły, wiewiórki ziemne, lisy, owieczki Dalla... A potem jak pykaliśmy autostradą to na wyciągniecie ręki pasły się 2 łosie!! No, prawdziwa dzikość:) I dobry obiad w restauracji dzisiaj zjedliśmy, więc jesteśmy zadowoleni, po drodze wzięlismy prysznic na polu namiotowym (od osoby po 4 dolary z ręcznikiem;P), bo ten facet, u którego śpimy (już druga noc) nie ma łazienki. Oto cały urok Alaski:)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

North to the Future

Te ceny jedzenia to chyba trochę przesadziliśmy, taki pierwszy szok. W sumie mamy cały bagażnik wyładowany jedzeniem, począwszy od warzyw z lokalnej farmy, a na pomarańczach z Gwatemali skończywszy. W sumie cały wielki wózek jedzenia z Walmartu za ok. $130. Poza tym żywą nas ludzie tutaj. Dzisiaj śpimy w przyczepie campingowej (full wypas) pewnej milej pani z Talkeetny. Mieszka poza miastem i mówi, żeby spać a się nie bać, jakby w nocy podszedł miś i zaczął węszyć. Zadzwoniliśmy do niej wcześniej i jak przyjechaliśmy to czekała na nas gorąca kolacja. Wcześniej jedliśmy już kiełbaski z łosia i świeżo usmażonego łososia alaskańskiego. Wszystko nam smakuje, nie to co jakieś krewetki z Hiszpanii! Samochód mamy bardzo duży, że ciężko mi sięgnąć do końca bagażnika. GPS działa idealnie i w ogóle nie musimy się martwić jaką drogą jechać, bo nas prowadzi pod same niemal drzwi. Jedną noc spaliśmy w aucie nad rzeką, bo było tam tak ładnie, że żal odjeżdżać. Zrobiliśmy sobie ognisko i było klawo. W aucie super-ciepło nocą, tyle ze nie tak wygodnie jak w namiocie. Nie wiem jakim cudem, ale jak do tej pory wszystkie dni pogodne. Dziś słońce tak prażyło w południe, że sobie trochę przypiekłem buźkę. Było w słońcu chyba z 25-30 stopni. Popływaliśmy kanadyjką - dziwnie, bo jezioro wygląda jak u nas w Polsce, a na brzegu alaskańskie świerki górskie. Dużo bobrzych żeremi. Jeśli chodzi o owady to jakiś żart. Jak do tej pory w ogóle nie są uciążliwe. Może nie spotkaliśmy jeszcze prawdziwego moskita, ale to co tu lata to zwykły komar, taki jak w Polsce. Tyle że leniwy i powolny, ze nawet niechcący można go zabić. No i jest ich bardzo mało. Innych owadów gryzących nie ma. Prawie codziennie na wieczór gorący prysznic i czujemy się wyśmienicie. Ludzie tutaj są nierealnie mili i uczynni, np. dziś do przyczepy dostałem laptopa i jest bezprzewodowy net, dlatego mogę pisać tak długo. Sabinka się kąpie, wiec mam spokój:P Kupiliśmy sobie kuchenkę gazową, więc teraz jemy tyle, że zostaje. Dziś na obiad był ryż z sosem, fasolą i mięskiem, w skrócie takie chili-noc-carne. Na deser pomarańcza, rabarbar z cukrem, pączki i sok jabłkowy lub herbata jak kto woli. W sumie sielanka:) Sabina dziś jechała kawałek autem i pokochała automatyczne skrzynie biegów. Mówi, ze tak powinno być w każdym. Autko pali nie tak dużo (chyba na całym baku, czyli ok. 10 galonów = 50 litrów, może przejechać do 800-900 km). Jak się mocno wdusi gaz to ciągnie niemiłosiernie:) Chyba 1.6 to będzie. Jutro jedziemy dalej na północ (czyli najlepszy kierunek na świecie) i wjeżdżamy do Denali State Park i dalej do Denali National Park. Tam mam nadzieję zobaczyć dziką zwierzynę:) Problemy z zasięgiem są częste, więc telefony włączamy tylko czasami. OK! Kończę, bo ile można. Do przeczytania!

czwartek, 19 sierpnia 2010

Anchorage, miasto kontrastów

Niedawno wstał dzień, dla nas trzeci tutaj. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu niebo jest bezchmurne (sic!). Oczywiście nie chcę zapeszać, ale pogoda iście letnia. Z dnia na dzień czujemy się lepiej, organizm chyba powoli zaczyna przyjmować do wiadomości, co i jak. Za kilka godzin opuszczamy hostel i jedziemy na lotnisko po samochód. Koniec przyjemnego dachu nad głowa i początek przygody:) 10 km za miastem zaczyna sie prawdziwa Alaska. Wczorajszy dzień spędziliśmy zwiedzając miasto, byliśmy w Visitors Center (liczne eksponaty, darmowe informatory, itp), w Reselution Park - widok na ocean i okoliczne góry (Denali nie było niestety widać, bo chmury), potem poszliśmy do księgarni, a potem do muzeum, które okazało się niezwykle (szczegóły po powrocie, ale powiem tyle że można by tam spędzić cały dzień i się nie nudzić). Po obiedzie zaliczyliśmy taką drzemakę, ze ledwo się dobudziliśmy po 2 godzinach. Wieczorem poszliśmy zwiedzić pobliski cmentarz, który właściwie przypomina nasze parki. Wieczorne słońce znowu nas rozleniwiło:) Były widoki na góry, ale wciąż zasłonięte przez budynki i slupy wysokiego napięcia. Dziś ruszamy do Wasilli, przez Eagle River i Palmer.

Ponieważ wysyłamy te wiadomości do kilkoro z Was:
Z góry przepraszam, że nie odpisuje indywidualnie na Wasze maile, ale nie mam po prostu możliwości spędzić zbyt dużo czasu przed komputerem (bo jest tu tylko jeden i kolejka).

Następny kontakt mailowy może być dopiero za kilka dni, ponieważ nie wiemy gdzie w następnym miejscu będzie internet. SMSy dochodzą, jakby co.

środa, 18 sierpnia 2010

49 stan USA po raz pierwszy

Dzisiaj drugi dzień zleciał nam w połowie na spaniu. Zastanawialiśmy się, jak to jest przestawić się na inny czas, teraz już wiemy: boli głowa, człowiek jest otumaniony jak po zarwanej nocy i potwornie się męczy. Nawet głodu się jakoś specjalnie nie odczuwa, a bystrość umysłu, no cóż, zawodzi:) Teraz jest tutaj 21:50 i czujemy się dużo lepiej niż wcześniej: w Polsce jest rano, więc to wszystko tłumaczy...

Oprócz tego, że byliśmy dzisiaj w dwóch supermarketach (jedzenie wychodzi średnio 3 razy drożej niż w Polsce! Tego się nie spodziewaliśmy:( ) i zrobiliśmy sobie sami obiad (stek z wieprzowiny, kartofle z wody + ogórek;P) byliśmy na spacerze, ale o tym za chwilę. Alaskańczycy mają czas, Polacy zegarki, więc nic dodać, niż ująć. Wszyscy zadowoleni, uśmiechnięci, pomocni, nawet jak Cię nie znają, to i tak pozdrowią. Całkowite
przeciwieństwo polskiego chamstwa. Co jest znamienne chyba w całych Stanach: nie ma małych sklepów spożywczych, tylko supermarkety i hipermarkety oddalone od siebie o kilka kilometrów! Za to co chwilę bary, oni chyba częściej kupują nawet śniadanie, niż sami je robią.

Wieczorem czuć już zimno, trzeba założyć kaptur, zimne arktyczne powietrze, w Polsce przy takich temperaturach temperatura odczuwalna jest całkiem inna.

Jak już wspomnieliśmy, spacerowaliśmy po Anchorage, całkiem przyjemne miasto. Jutro nastawiamy się bardziej na zwiedzanie, dzisiaj z powodu późnych godzin visitor centers, cmentarz i muzea były już pozamykane (bo wcześniej spaliśmy;P)

wtorek, 17 sierpnia 2010

Podróż z prędkością świtu

Podróż za nami. Lecąc przez Atlantyk ścigaliśmy się ze świtem, ale wygrał o pół długości. Teraz jesteśmy o dziesięć godzin przed czasem polskim. Czujemy się trochę dziwnie, ponieważ podróż nie należała do najlżejszych, a jednak nie chce nam się spać, mimo, że jest tutaj 22 minuty po północy. Widoki przez okna samolotu momentami wcześniej w ogóle niewyobrażone. Zwłaszcza chmury i formy, jakie mogą tworzyć, widziane z góry. Jutro ciąg dalszy pierwszych wrażeń, dziś czas już na prysznic i sen. Dobranoc.

piątek, 13 sierpnia 2010

Jack London, "Biały Kieł"

"Ciemna puszcza jodłowa z obu stron okalała zastygły potok. Wiatr otrzepał ze śnieżnego puchu drzewa czarne i widmowe w zmierzchu dnia. Głęboka cisza zaścieliła kraj. Ziemia wydawała się nieruchoma, półżywa jak rozpacz, opuszczona i zastygła. Nie był to już nawet wyraz smutku. Włóczył się ponad nią jak gdyby śmiech dziwaczny, stokroć bardziej niż smutek ponury; śmiech gorzki niby skrzywienie ust sfinksa, przenikliwy jak mróz, nasiąkły okrucieństwem niewinnej obojętności. Zwycięski, stłumiony uśmiech wszystkowiedzących wieków nad przemijaniem i wysiłkiem życia. Dzikość. Brutalna dzikość Północy o sercu zastygłym".

Jack London,
"Biały Kieł"

Nasza "round-trip"

Aby zetknąć się z Alaską "w wielkim skrócie" trzeba zrobić spory objazd. Obszar alaskański pomieściłby pięć Polsk, a zatem i droga czeka nas długa. Planujemy pokonać ok. 3.000 km. Ale od początku. Z Polski w jedną stronę mamy do pokonania ok. 15.000 km. Wyruszamy z Bytomia w niedzielę o 6:30 rano. Jedziemy do Warszawy, gdzie zostawiamy nasz pojazd na parkingu. Samolot, który startuje o 18:20 ma zawieźć nas do Londynu, gdzie mamy pierwszą przesiadkę. Druga już w Stanach, w Houston. Jeszcze tylko międzylądowanie w Seattle (ale bez przesiadki) i jesteśmy w Anchorage, największym mieście stanu i stolicy zarazem. 19.08, tj. w czwartek, kierujemy się na północ (jak Pan Bóg przykazał:) i mamy zamiar dotrzeć do Wasilli zwiedzając po drodze farmy z okolic Palmer, a dokładniej tętniącej życiem doliny Matanuska. Mają tam kapustę o średnicy metra, więc na naszą europejską mówią "brukselka". Wasilla sama w sobie podobno nieciekawa, jednak nie o nią chodzi, ale o położony nieopodal Hatcher Pass, czyli pasmo górskie skrywające historię wydobycia złota (skansen) oraz przepiękne pejzaże. Na następny dzień mkniemy nad jeziora. To Nancy Lake State Recreation Area, gdzie planujemy popagajować kajakiem lub Old Town'em - kanadyjką (swoją drogą dobrze już nam znaną z zeszłorocznego spływu Brdą). Spanie w Willow. Posuwając się dalej na północ Alaska Highway docieramy do Denali State Park z kilkoma fajnymi hike'ami i prawdopodobnie polem namiotowym. Dalej wypada Talkeetna (baza wypadowa na Denali, kilka rzeczy do zwiedzenia), Cantwell (mała mieścina wśród Alaska Range), Healy i Stampede Road - szlak wiodący do "magicznego autobusu". Po ok. 600 km. pojawiają się na drodze zabudowania Fairbanks - drugiego co do wielkości miasta stanowego. W Fairbanks zabawimy pewnie kilka dni (są tam baseny termalne Chena River Hot Springs; dla wymoczków jak my w sam raz). Dalej kierujemy się na wschód - aż do Dawson City - legendarnego miasta poszukiwaczy złota sprzed stu lat. Tu zobaczymy Jukon, rekonstrukcję chaty Jacka Londona (muzeum) i parę innych ciekawych rzeczy. Być może trafimy na żyłę złota. Choć nie wiem czy nie prościej byłoby w dzisiejszych czasach zagrać w lotka. Z Dawson musimy przedostać się przez Glenallen do miejscowości portowej Valdez położonej nad zatoką Alaska, u stóp Północnego Pacyfiku. Stamtąd zaczniemy już wracać, choć miniemy po drodze kilka ciekawych miejsc na hikowanie, np. po lodowcach. Po powrocie do Anchorage 07.09 będziemy mięli jeszcze trzy dni na pożegnanie z daleką północą. Być może skoczymy do Seward, bo ponoć pięknie tam. Nasz samolot powrotny startuje w piątek, 10.09 o godz. 17:00. W drodze powrotnej dokładamy 9 godzin przesunięcia czasu do naszej podróży. Przesiadka w Nowym Jorku, następna ponownie w Londynie. W Warszawie planowo mamy być na 11:00 rano czasu polskiego. Całość zapowiada się baaardzo alaskańsko:)

Ostatnie przygotowania

Wyjazd zbliża się wielgachnymi krokami, już za niecałe dwa dni wylatujemy z Warszawy. Zostało jeszcze kilka spraw, które trzeba zapiąć na ostatni guzik, pożegnania z bliskimi i ... polecieli na Daleką Północ.
Nawet nie wiem, kiedy przeleciały te trzy miesiące od ostatecznego podjęcia decyzji o wyjeździe. Codzienne "poświęcanie się" tylko jednej sprawie, nieustanne przygotowania, załatwianie tysiąca spraw, zakupy, czytanie książek i oglądanie filmów o Alasce (w końcu to duch tam się wyrywa, więc trzeba dać mu jeszcze dodatkowe inspiracje).
Tak, błędem byłoby myśleć, ze przygotowania wiązały się tylko z tym, co przydatne, materialne, niezbędne do przeżycia, z suchą wiedzą związaną z fauną, florą, topografią i geografią. To coś więcej - to przede wszystkim kilkuletnie hartowanie ducha i woli. Wiem, że jeszcze rok temu duchowo nie byłam gotowa, żeby tam polecieć. Wiem, że dzicz i skaliste góry są złym odbiornikiem marzeń, są zbyt surowe i bezwzględne; wiem, ze to nie są dobre miejsca dla tych, którzy uciekają lub poszukują, wielu wędrowców-estetów przypłaciło to życiem, bo to jest Alaska, kochanie.. Jednak jest, jak pisał London w "Call of The Wild", jakaś taka szalona ambicja szlaku, zew, coś, co czujesz jako dziedzictwo przodków nigdy przez Ciebie nieprzeżyte.. Buck ze wspomnianej książki Londona poddał się temu wołaniu, ja czuję, że muszę postąpić podobnie.
Odwieczne marzenia, "alaskańska odyseja" w zasięgu ręki. Północ nie zawiedzie, tylko żeby było tak samo z ciałem, wolą, poznawanymi ludźmi i znajomością języka. Przydałby się tez dar św. Franciszka w kontaktach z niedźwiedziami i łosiami..
Jeszcze jakoś przeżyć stres przed podróżą i stres podczas podróży... Żebyśmy spokojnie dolecieli z całym bagażem i postawili stopy na alaskańskiej ziemi wołając "witaj"!

niedziela, 18 lipca 2010

System metryczny USA

To będzie dziwne uczucie poruszać się, dogadywać i żyć po prostu w kraju, gdzie większość miar ma zupełnie inny system, niż u nas. Sam wątpię, czy zdołam się przestawić nawet po kilkutygodniowym pobycie, na szczęście w samochodzie licznik będzie mierzył moją ciężką stopę w milach na godzinę. Macie tu kilka konwersji z ichniejszego na nasze:




Odległości:
  • 1 in (cal) = 2.54 cm / 1 cm = 0.39 in
  • 1 m = 3.3 ft (stóp) = 1.1 yd (jarda) / 1 ft = 0.3 m
  • 1 km = 0.62 miles (mili) / 1 mile = 1.6 km
Wagi:
  • 1 kg = 2.2 lb (funt) / 1 lb = 0.45 kg
  •  1 g = 0.04 oz (uncja) / 1 oz = 28 g
Objętości:
  • 1 imperial gallon = 4.55 l / 1 l = 0.22 imperial gallons
  • 1 litr = 0.26 US gallons / 1 US gallon = 3.8 litra

Rezerwujemy nocleg

Taki sobie backpacker z definicji nie powinien mieć problemu z noclegiem. Oczywiście, trzeba bankowo mieć w plecaku namiot, maty i śpiworki, ale miejsce do rozpłaszczenia znajdzie się wszędzie. W razie deszczu można spać w samochodzie.. lub u ludzi z couchsurfing.org lub hospitalityclub.org. Tym niemniej, przyjmując sytuację - moment - postawienia stopy na amerykańskiej ziemi, ziemi północnej, można mieć chwilową potrzebę pewnego dachu nad głową, jakiegoś własnego kąta, który Cię ugości. My postanowiliśmy sobie taki kąt zapewnić rezerwując przez Internet spanie przez pierwsze trzy noce. Wszystkowiedzące google powiedziały, że niezłym rozwiązaniem może być Backpackers Inn położony nieopodal śródmieścia Anchorage, kilkanaście kilometrów od lotniska. Trzeba dojechać autobusem. Cena? Jak na nasze kieszenie wysoka, ale jak na tamtejsze standardy - niska. $25 na osobę za noc. Co w zamian? Pokój dzielony dla czterech osób (lub tylko dwuosobowy, nieco droższy: $30), wyposażona kuchnia, świetlica, darmowy internet (tzn. nie wi-fi, choć i to być może, ale po prostu komputer podłączony do sieci) i łazienki. Mamy stąd blisko do kilku ciekawych miejsc, które chcemy w Anchorage zobaczyć przez pierwsze dwa, "rozruchowe" dni. Poniżej macie namiary na nasze "spanie":

  • strona: http://alaskabackpackers.com/
  • cena: od $25/osoba/noc
  • rezerwacja: internetowa przy użyciu karty kredytowej (bez blokowania zaliczki) z dostępnym grafikiem wolnych terminów
  • dojazd z lotniska: autobusem linii People Mover Bus z przesiadką na dworcu autobusowym w śródmieściu lub nieco dłuższy spacer (ok. 1,5 km. od dworca)
  • adres: 
              327 Eagle Street
              Anchorage, Alaska
              99501

Wynajmujemy samochód

W dzisiejszych czasach wbrew pozorom wynajęcie samochodu za granicą nie jest wcale trudne. Duże firmy posiadają swoje filie i lokalnych "native-speaking" konsultantów w wielu krajach, pośredniczą i zajmują się formalnościami. My zaczęliśmy swoje poszukiwania wypożyczalni wśród najbardziej znanych, lotniskowych firm, jednak szybko okazało się, że ceny są tam mało ciekawe:) Drugim krokiem było dobrnięcie do lokalnych, kilkuosobowych firm z małych miejscowości na Alasce (np. Wasilla, Eagle River), jednak większość z nich nie udzieliła nam odpowiedzi e-mailowej, a ci, którzy udzielili policzyli sobie nawet drożej niż Avis, Hertz czy Budget. Zniechęceni zaczęliśmy więc szukać inaczej, wśród tzw. pośredników wyszukiwarkowych i udało się. Takim portalem jest np. traveljigsaw.pl, gdzie możemy wyszukać miejsce wypożyczenia, wybrać model samochodu i wyposażenie dodatkowe, określić ilość dni wypożyczenia i inne szczegóły. W każdej chwili pomocą służy polska konsultantka, z którą wszystko omówimy, a nawet dokonamy rezerwacji wstępnej i wpłacimy zaliczkę przy pomocy karty kredytowej. Po zakończeniu formalności okazało się, że naszą wypożyczalnią na lotnisku w Anchorage będzie National. Samochód ma mieć pełne ubezpieczenie. Poniżej przedstawiam szczegóły:

Gdzie szukać wypożyczalni na Alasce?

Tańsze wypożyczalnie wyszukiwarkowe:

http://www.traveljigsaw.pl
http://www.economycarrentals.com
http://www.autoeurope.pl/car.cfm

Duże wypożyczalnie wyszukiwarkowe:

http://www.thrifty.com
http://avis.pl
http://hertz.com
http://budged.com

Lokalne wypożyczalnie na Alasce:

http://levicarrental.net
http://www.rentawreck.com/anchoragecarrental.htm
http://www.alaskacarandvan.com/rates.html
http://www.cheapwheelsrentacar.com/rentalpolicies
http://denalicarrentalak.com/contact-us
http://www.bnm.com/midnight.htm
http://alaskaa1carrental.net
http://www.arcticrentacar.com/rates.htm

Koszty:

Koszt wypożyczenia samochodu może być różny w zależności od wypożyczalni, modelu samochodu, wyposażenia dodatkowego, ubezpieczeń czy przebytych kilometrów. My za 20-sto dniowe wypożyczenie samochodu klasy średniej-niższej (Chevy Cobalt albo Nissan Versa, w Europie znany jako Tiida) zapłaciliśmy niecałe 3 tyś. zł., co daje kwotę 150 zł./dziennie. Być może na miejscu okaże się, że ktoś będzie oferował samochód taniej, ale my musieliśmy mieć pewność;)

Adresy wypożyczalni:

Budget, Anchorage
5011 Spenard Road
Anchorage, AK  99517

Budget, Anchorage Airport
5000 W. Int'l Airport Road
Anchorage, AK  99501

Avis, Anchorage
441 B Street
Anchorage, AK  99501

Avis, Anchorage Airport
5000 W Intl Airport Rd
Anchorage, AK  99502

Thrifty, Anchorage Airport
5000 W. Intern'l Airport Road
Anchorage, AK  99519

Hertz, Anchorage Airport
4555 International Airport Rd
Anchorage, AK

Alamo, Anchorage Airport
5000 West Intl Airport Rd
Anchorage, AK  99502

Budget, Faibanks Downtown
1804 S Cushman
Fairbanks, AK  99701

Alamo, Fairbanks Downtown
4960 Dale Road
Fairbanks, AK  99709

Avis, Fairbanks Airport
6450 Airport Way, Ste 5
Fairbanks, AK  99706

Hertz, Fairbanks Airport
6450 Airport Way #16
Fairbanks, AK

Dobre rady wuja Toma:

Tip 1. wypożyczaj samochód w mniejszych wypożyczalniach, jeśli uda Ci się nawiązać z nimi dobry kontakt
Tip 2. korzystaj z wyszukiwarek typu traveljigsaw.pl czy economycarrentals.com, ponieważ oferują niższe ceny
Tip 3. jeżeli możesz wybierz serwis oferujący kontakt w języku polskim
Tip 4. rezerwacji dokonaj nie później niż 6-8 tygodni przed wypożyczeniem, ponieważ później ceny pójdą znacznie w górę
Tip 5. rezerwując upewnij się, że masz pełne ubezpieczenie + ubezpieczenie od wkładu własnego (nic nie musisz dopłacać w każdej sytuacji)
Tip 6. podczas wypożyczenia prawdopodobnie będziesz musiał zostawić kaucję (np. $400) pobieraną z karty kredytowej
Tip 7. pamiętaj, że samochodem wypożyczonym możesz poruszać się jedynie po drogach asfaltowych i bitych, utwardzanych (np. droga żwirowa odpada)
Tip 8. pamiętaj, że samochód będzie miał prawdopodobnie automatyczną skrzynię biegów
Tip 9. często możesz wybrać klasę samochodu, a nie konkretny model
Tip 10. samochód z USA posiada klasyczne gniazdko zaplaniczki 12V
Tip 11. za GPS'a trzeba słono dopłacić, a więc lepiej wziąć swojego, chociaż żeby zgubić się na Alasce na drogach asfaltowych trzeba nie lada wyczynu:)
Tip 12. paliwo na Alasce jest droższe niż w pozostałych stanach (lower 48), lecz dla nas, Polaków i tak jest tanie i kosztuje od 2,2 - 3 zł./litr (pamiętaj, że w USA paliwo liczone jest na galony)
Tip 13. upewnij się, że zabierasz ze sobą koło zapasowe (przyda się)
Tip 14. upewnij się, że w umowie masz nieograniczony przebieg bez dopłat

sobota, 17 lipca 2010

Mamy bilety lotnicze!

Połączenie lotnicze na Alaskę z Polski.. najkrótsze byłoby przez biegun północny. Każde inne rozwiązanie jest po prostu daleką powietrzną wyprawą, w której jeśli nie dysponujemy zasobnym portfelem musimy liczyć się z co najmniej dwiema przesiadkami. Mamy w końcu do pokonania równowartość połowy obwodu kuli ziemskiej, ponieważ startując z Polski niezależnie w którym kierunku - czy to na zachód czy na wschód - będziemy mieli prawie równą odległość do przebycia, co oznacza, że już dalej z Polski nie można polecieć, żeby nie zacząć wracać:)

My mamy już swoje bilety, a poniżej przedstawiamy kilka rad co do ich zakupu:


1. Bilety należy kupować albo długo przed sezonem (np. na jesieni poprzedniego roku z zamiarem wylotu na wiosnę następnego - wtedy możemy liczyć na promocje, ale warto pamiętać, że nie wszystkie bilety można zwrócić z powodu odwołania wyprawy), albo też bezpośrednio przed wyprawą, jednak nie później niż 2 miesiące przed nią, ponieważ później ceny mogą wzrosnąć choćby z uwagi na zmniejszająca się liczbę atrakcyjnych miejsc. Warto zwrócić uwagę na aktualne promocje przewoźników.

2. Wszystkie bilety są obecnie elektroniczne (czyli takie, które nie są drukowane, a jedynie wysyłane na adres e-mail), natomiast w ich zakupie pośredniczą portale internetowe i jest to też moim zdaniem najtańszy sposób nabycia biletów. Każdy pośrednik pokroju biura podróży prawdopodobnie policzy sobie więcej niż portal, który bierze od 70 - 200 zł. za transakcję od osoby.

A oto lista portali, z których wyszukiwarek korzystaliśmy:

http://www.skyscanner.pl
http://www.centerfly.pl
http://www.esky.pl
http://www.skytours.org
http://www.flysiesta.pl
http://www.airtickets24.com/pl/
http://www.aero.pl
http://www.easygo.pl
http://www.lataj.pl
http://www.travelnow.pl

Są oczywiście i inne, ale chodzi tutaj tylko o przykład. Niezłe efekty osiągniemy wyszukując na skyscanner.pl, ponieważ nie jest to portal obsługujący naszą transakcję, a jedynie "wyszukiwarka wyszukiwarek", czyli umożliwiająca wysłanie zapytania do wielu ofert na raz, bez konieczności wchodzenia na każdy konkurencyjny portal oddzielnie. Niestety nie mamy tu 100% pewności, że znajdziemy najciekawsze oferty. Ciekawą opcją jest wpisanie Polski, jako miejsca wylotu (bez konieczności podawania każdego lotniska z osobna).

Warte polecenia są portale esky.pl, centerfly.pl oraz flysiesta.pl, które oferują dobre wyszukiwarki, najtańsze i najdogodniejsze połączenia, mamy też możliwość połączenia się z operatorem i porozmawiania o szczegółach w języku polskim.

3. Proces wyszukiwania najlepszego dla nas połączenia jest długi, żmudny i przyprawiający o załamanie nerwowe:) ..a to z tego względu, że do naszego mózgu dociera w niedługim czasie taki nawał informacji, że przestajemy z czasem trzeźwo myśleć porównując dwie oferty. Dochodzi do sytuacji, w której odrzucamy jakąś ofertę z uwagi na mały, ale nieodpowiadający nam detal, po czym okazuje się, że przez kolejne trzy, cztery dni są tylko gorsze oferty, a tamta była wyśmienita. Jeśli chcemy znaleźć dobre (czytaj: z małą liczbą przesiadek i małym czasem oczekiwania między lotami) i tanie połączenie musimy poświęcić przynajmniej kilka tygodni na rozglądanie się i "rozpoznanie" portali, a następnie przynajmniej kilka dni do tygodnia na ścisłe śledzenie taryf i polowanie na dobrą okazję, np. w godzinach nocnych z uwagi na promocje czy dodatkowe profity.

Kilka rad dotyczących poszukiwania biletów:

- szukaj różnych kombinacji połączeń, np. z różnych miast w Polsce


- szukaj połączeń bezpośrednich, np. z Frankfurtu nad Menem na Alaskę (linie lotnicze Condor) + lot z Polski do Frankfurtu. Takie rozwiązanie jest wygodne, ale droższe.


- pamiętaj, żeby zostawić sobie przynajmniej 2 godziny czasu przesiadki na pierwszym lotnisku w USA z uwagi na konieczność przejścia odrawy dla przybyłych z zewnątrz (tzw. "Immigration")


- szukaj biletów "sztywnych", czyli takich które mają dużo restrykcji, np: nie ma możliwości zmiany/zwrotu, podróż powrotna może rozpocząć się po 7 dniach itd. - są zawsze tańsze.

- planując podróż staraj się wybierać dni wylotu i powrotu poza weekendem

- jeśli masz możliwość przesunięcia podroży o kilka dni, sprawdź inne daty

- uważaj na wysoki i niski sezon przełom czerwca/lipca i okres od świąt do Nowego Roku to tak zwany High Sezon (tylko na podróże transkontynentalne)

- kupujesz wcześniej - płacisz mniej. Przy zakupie biletów lotniczych nie ma "Last Minute".

- przewoźnicy "Low Cost" np: Wizzair czy SkyEurope nie zawsze są mają lepsze ceny niż przewoźnicy sieciowi np: PLL Lot czy BritishAirway - sprawdź obu

- zapisz się do Newslettera aby śledzić najnowsze promocje

4. Po "ustrzeleniu" naszej oferty pozostaje kontakt z pośrednikiem oraz wpłata gotówki (najczęściej do 48h) albo przelewem na konto albo kartą kredytową, z tymże ten drugi sposób jest o tyle lepszy, że gwarantuje nasze miejsca praktycznie już w momencie ich rezerwacji. Zanim przelew zostanie zaksięgowany na koncie przewoźnika może się okazać, że w nielicznych przypadkach miejsca będą nieaktualne i zostaną nam zaproponowane inne (które niekoniecznie mogą nam odpowiadać).

Bilet pojawi się za jakiś czas w naszej skrzynce e-mail. Można zgłosić do portalu, w którym zakupiliśmy bilety nasze dodatkowe, szczegółowe dane, które zostaną elektronicznie powiązane z biletem i np. ułatwią przejście procedur granicznych w USA. Wydrukowany bilet należy zabrać ze sobą na odprawę na lotnisku.

Jakie są realia?

- koszt biletu dla jednej dorosłej osoby na Alaskę i z powrotem wynosi ok. 3,300 zł. (stan na czerwiec-lipiec.2010). Jest to opcja możliwie najtańsza, większość ofert jest dużo droższych.

- liczba przesiadek: 2 (w Europie, np. Londyn, Frankfurt, Paryż oraz w USA, np. Houston, New York, Chicago, Seattle + ewentualnie międzylądowania, w czasie których nie opuszczamy samolotu)
- czas lotu: TAM (czyli zyskując godziny z uwagi na przesunięcie czasu) ok. 24 godzin (z przesiadkami ok. 13-sto godzinnymi) i Z POWROTEM (czyli tracąc czas) ok. 40 godz. (z przesiadkami ok. 13-sto godzinnymi). Oczywiście są i lepsze połączenia, ale bardzo trudno je utrafić lub są znacznie droższe.
- bagaż: najczęściej możemy przewieźć ok. 20-23 kg/osoba (bagaż główny) + bagaż podręczny (wielkość małego plecaka) ok. 6 kg.

wtorek, 29 czerwca 2010

Najlepsza karta kredytowa do USA

Tradycja kart płatniczych w Stanach Zjednoczonych ma już ponad 150 lat. Nic więc dziwnego, że kartą kredytową możemy zapłacić niemal wszędzie, i jest ona traktowana jak w Polsce portfel - oczywistość. Tym niemniej gotówka jest również bardzo mile widziana i równie potrzebna (np. drobne do automatów). Płacąc kartą zyskujemy jednak szereg korzyści, np. płatności bezgotówkowe nie są objęte prowizją banku, a przydają się, gdy suma jest znaczna (nie ma konieczności korzystania z drogich prowizyjnie bankomatów). Po drugie, pewne usługi dostępne są tylko dla posiadaczy kart kredytowych (np. wypożyczenie samochodu). Po trzecie, na karcie możemy wykupić dodatkowe ubezpieczenia (koszt to zwykle kilka złotych miesięcznie). Po czwarte mamy ze sobą swego rodzaju zabezpieczenie na przeróżne przypadki, w których będziemy potrzebowali większej sumy pieniędzy.

Czym powinna się cechować najlepsza karta kredytowa do USA?
  • najlepiej skorzystać z karty banku, który jest popularny w Stanach (np. VISA City Banku), aby była ona łatwo rozpoznawalna
  • najlepiej, aby była rozliczana w dolarach amerykańskich, dzięki czemu omijamy drogie dla portfela przeliczenia naszych płatności z USD na Euro, a dopiero na końcu na PLN. W systemie rozliczeniowym opartym na dolarach nasza płatność jest przeliczana bezpośrednio z USD na PLN (wg. niestety niekorzystnego kursu)
  • najlepiej, aby była to karta VISA lub American Express (MasterCard też jest akceptowana, ale VISA popularniejsza)
  • najlepiej, aby karta posiadała elektroniczny chip zabezpieczający (w chwili obecnej niemal standard)
  • najlepiej, aby karta była "wypukła", czyli z wytłoczonym nazwiskiem i numerem (starsze czytniki w USA korzystają z tego systemu)
  • dobrze, żeby było na niej nasze zdjęcie (opcja często bezpłatna, a stanowi dodatkowe zabezpieczenie)
Kilka ważnych spraw: 
  • kwestia limitu kredytowego jest rzecz jasna zależna od szeregu czynników (przede wszystkim naszej wypłacalności), jednak najlepiej wnioskować o jak najwyższy kredyt (większe zabezpieczenie).  Nie należy się przejmować, że mamy niski limit na karcie, a chcemy zapłacić większą kwotę (np. bilet na samolot czy rezerwację samochodu), ponieważ...
  • kartę kredytową można nadpłacić, a zatem na rachunek karty (podobny do rachunku konta bankowego) możemy wpłacić przelewem określoną sumę, z której będziemy korzystać bez oprocentowania
  • większość kart kredytowych posiada okres rozliczeniowy od 50-60 dni (po tym czasie musimy zapłacić fakturę za nasze długi, które są do wglądu z poziomu www lub telefonicznie), należy jednak pamiętać, że w niektórych przypadkach jest on liczony od początku miesiąca kalendarzowego; innym razem sami możemy wybrać sobie 1-szy dzień naliczania okresu rozliczeniowego, np. pierwszy raz korzystając z karty, i w ten sposób dostosować rozliczenie karty do naszej podróży
  • do złożenia wniosku o kartę kredytową może okazać się niezbędne zaświadczenie o zarobkach bądź nasza historia kredytowa z innych banków (np. "billing" innej karty kredytowej)
  • na wydanie karty kredytowej możemy poczekać nawet do 3 tygodni
  • na polskim rynku karty VISA rozliczane w dolarach posiada w swojej ofercie City Bank i Millenium Bank, kartę American Express posiada np. Millenium Bank
    Tip 1. Kartą kredytową zapłacisz zaliczkę (bądź całą kwotę) za wynajem samochodu; posłużysz się nią również bezpośrednio przed wypożyczeniem w celu "zdjęcia" z karty kaucji (np. w wysokości $300) 
    Tip 2. Na karcie można wykupić dodatkowe ubezpieczenie bagażu, opóźnienia lotu, itp. (koszt ok. 6-7 zł./miesięcznie) 
    Tip 3. Nie musisz posiadać rachunku w danym banku, aby mieć w nim kartę
    Tip 4. Do karty kredytowej można otrzymać drugą, dodatkową kartę, np. dla bliskiej osoby
    Tip 5. Płatności bezgotówkowe zwykłą kartą debetową są również możliwe (i często akceptowane), jednak minus jest taki, że taką kartą np. nie wynajmiemy samochodu, itp.; drugi minus jest taki, że często są one rozliczane w Euro, a nie USD

    środa, 23 czerwca 2010

    Alaska - wiadomości ogólne (3)

    Obszar i ludność
    Pod względem obszaru Alaska znajduje się na pierwszym miejscu wśród stanów amerykańskich, pod względem liczby ludności - na ostatnim, jest więc stanem o najniższej gęstości zaludnienia. Na 1 kilometr kwadratowy przypada tu 0,15 osób, gdy dla całych St. Zjednoczonych wskaźnik ten wynosi 22 osoby na km2.

    Obszar stanu, obejmujący półwysep Alaska, wyspy przybrzeżne i archipelag Wysp Aleuckich, ma 1,518.775 km2, tj. około 1/5 całego terytorium St. Zjednoczonych. O rozległości tego olbrzymiego stanu najdobitniej świadczy fakt, że odległość dzieląca Ketchikan (port w pd.-wschodniej Alasce) od najdalej  na zachód wysuniętego punktu (wyspy Attu w archipelagu Aleutów) jest większa niż odległość z Nowego Jorku do San Fransisco. W granicach Alaski zmieściłoby się 21 spośród pięćdziesięciu stanów.
    Linia brzegowa Alaski jest dłuższa od atlantyckich i pacyficznych wybrzeży Stanów Zjednoczonych razem wziętych, a wobec poszarpanych kształtów długość jej przewyższa obwód kuli ziemskiej. Obowiązują tu aż 4 strefy czasu, a byłaby piąta, gdyby w rejonie Wysp Aleuckich nie przesunięto specjalnie granicy czasu i daty, która załamuje się w tym miejscu, tworząc wybrzuszenie w kierunku wschodnim.
    Przyrost ludności Alaski należy do najwyższych w Stanach Zjednoczonych i w okresie 1940-1960 wyniósł przeszło 757%. Alaska ma najwyższy wskaźnik urodzin i najniższy wskaźnik zgonów spośród wszystkich stanów USA. Jest ona stanem młodzieży: średni wiek mieszkańców wynosi tam 18 i pół roku, a tylko 4,5% mieszkańców liczy ponad 65 lat.

    Ludność miejscową Alaski stanowią: Indianie (ok. 16,000), Eskimosi (ok. 17,000) i Aleuci (ok. 5,000). Prowadzą oni życie prymitywne, na pół pierwotne, trudniąc się rybołówstwem, traperstwem i myślistwem.
    Stolicą stanu jest Juneau (obecnie Anchorage - uzup. red.) - 6797 mieszkańców (obecnie 30,987 - uzup. red.). Największe miasta: Anchorage - 44,237 (obecnie 279,671 - uzup. red.), Fairbanks - 13,311 (obecnie 31,142 - uzup. red.), Ketchikan - 6,483 (obecnie ok. 8,000 - uzup. red.) i Sitka - 3,237 mieszkańców (obecnie 8,986 - uzup. red.).

    Alaska, Machowski Jacek,
    PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO - WIEDZA POWSZECHNA
    Warszawa, 1965. Wydanie I.

    wtorek, 22 czerwca 2010

    Wyrabiamy międzynarodowe prawo jazdy

    Aby kierować pojazdem na terytorium Stanów Zjednoczonych czy Kanady przez okres 3 miesięcy wystarczy posiadać klasyczne, polskie (europejskie) prawo jazdy, rzecz jasna nowego typu (patrz obrazek po lewej). Jednak w celu wypożyczenia pojazdu może okazać się niezbędny dodatkowy, tytułowy dokument. Jak go zdobyć?

    Jest to jedna z prostszych do załatwienia spraw urzędowych, którą możemy śmiało wrzucić do worka z napisem "formalność". Po międzynarodowe prawo jazdy udajemy się do odpowiedniej komórki Urzędu Miejskiego (wydział komunikacji) właściwego dla miejsca zamieszkania. Przygotowujemy potrzebne dokumenty:

    1. Wniosek dostępny w UM (standardowy druk o wydanie prawa jazdy)
    2. Fotografia 3,5 x 4,5 cm (najlepiej takie jak do dowodu czy klasycznego/nowego prawa jazdy, czyli lewy profil z widocznym uchem, ale i zdjęcie paszportowe czy wizowe może zostać zaakceptowane)
    3. Dowód wpłaty 30 zł. do kasy urzędu
    4. Dowód osobisty do wglądu
    5. Prawo jazdy do wglądu

    Czas wykonania takiego prawa jazdy jest niewielki, zwykle trwa to ok. 3-4 dni roboczych.

    Tip 1. Polskie prawo jazdy jest ważne przez 3 miesiące od momentu wjazdu do USA (po tym terminie należy zdać egzamin praktyczny w Stanach Zjednoczonych)
    Tip 2. Polskie prawo jazdy uprawnia do kierowania pojazdem, lecz może nie wystarczyć do wypożyczania go (w zależności od wypożyczalni)
    Tip 3. Aby odebrać dokument w imieniu innej osoby należy wcześniej zaopatrzyć się w specjalny druk upoważniający (bezpłatnie w przypadku bliskiego stopnia pokrewieństwa, np. mąż/żona, ojciec, syn itp., i płatne 17 zł. w innych przypadkach)
    Tip 4. Międzynarodowe prawo jazdy jest ważne od 1 roku do 3 lat
    Tip 5. Aby wypożyczyć samochód potrzebna będzie również karta kredytowa

    niedziela, 20 czerwca 2010

    Alaska - wiadomości ogólne (2)

    Zapraszam do lektury kolejnej porcji podstawowych informacji o Alasce.

    Ukształtowanie powierzchni
    Półwysep Alaska oblewa od północy Ocean Lodowaty Północny i Morze Beauforta, od południa Ocean Spokojny, od zachodu Morze Beringa i Morze Czukockie. Od wschodu Alaska graniczy z Kanadą (Terytorium Jukon i Kolumbia Brytyjska). W części pd.-wschodniej (tzw. Panhandle) ukształtowanie typowo polodowcowe, brzegi mocno poszarpane, z fiordami.
    Obszar Alaski poprzecinany jest łańcuchami gór. Są tu góry: Alaska, Aleuckie, Brooksa, Chugach, Kuskokwim, Richardsona, Św. Eliasza, Wrangla. Znajduje się tu nie tylko najwyższy szczyt kontynentu północnoamerykańskiego McKinley (6187 m n.p.m.), ale i 11 dalszych szczytów wyższych od Mount Whitney w Kalifornii (4418 m), która to góra była najwyższą w Stanach Zjednoczonych bez Alaski. Szesnaście szczytów przekracza 4200 metrów.
    W części północnej pokrywa Alaskę równinna tundra na obszarach wiecznej zmarzliny, a w części południowo-wschodniej wysokie góry, pokryte licznymi i rozległymi lodowcami. Są to największe lodowce na całym kontynencie Ameryki. Jeden z nich powierzchnią swą przekracza nawet obszar najmniejszego stanu USA - Rhode Island (3144 km2).

    Klimat
    Klimat Alaski jest chłodny, o niskich średnich temperaturach rocznych. Najwyższą i najniższą temperaturę zanotowano w Fairbanks (+37,2 stopnia C i -54,4 stopnia C). Stan można podzielić na kilka stref klimatycznych. Na wybrzeżach południowych zima jest względnie łagodna, lato chłodne i wilgotne. W miarę posuwania się na północ słabnie wpływ klimatu oceanicznego (ciepłego prądu Kuro-siwo), więc zimy są tam ostrzejsze, a lata cieplejsze. Wreszcie na wybrzeżu północnym panuje klimat arktyczny z długą mroźną zimą i krótkim zimnym latem. Wnętrze Alaski ma klimat o cechach typowo kontynentalnych z względnie gorącym latem i bardzo mroźną zimą.

    Flora i fauna
    Niemal całą Alaskę (z wyjątkiem pasa tundry na północy) porastają lasy iglaste (świerk, jodła, cedr alaskański), a w dolnych partiach gór i w dolinach rzek również lasy liściaste (wiele odmian wierzby, brzozy, topoli, olchy, osiki). W lasach żyje wiele ptaków i zwierząt, m.in. około stu gatunków i podgatunków ssaków, a wśród nich: niedźwiedź szary, brunatny i czarny; łoś, jeleń, wilk, kujot, rosomak, lis, królik. Poza tym na terenie Alaski występują: baran górski, kozioł śnieżny, karibu, renifer, bóbr, wydra, a w morzach oblewających Alaskę mors, foka, wieloryb, wydra morska".

    Alaska, Machowski Jacek,
    PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO - WIEDZA POWSZECHNA
    Warszawa, 1965. Wydanie I.

    piątek, 11 czerwca 2010

    Mamy wizy!

    Udało się. Po kilkugodzinnych "perypetiach" mogliśmy odetchnąć z ulgą, że nasze dotychczasowe starania nie poszły na marne, i za kilka dni będziemy trzymać w rękach wizy. Cała procedura od chwili wypełnienia formularza na stronie www, do momentu rozmowy z konsulem trwała około tygodnia. Z uwagi na zbliżający się sezon wakacyjny kolejki przed konsulatem były już spore. Najpierw czekaliśmy ok. 30 min. na ulicy na numerek. Jeden z pracowników sprawdza w międzyczasie kompletność dokumentów. Po otrzymaniu numerków czekaliśmy ok. godziny na wejście do środka.. Następnie sprawdzanie wykrywaczami metalu, przejście do recepcji, w której.. ponownie czekanie na swoją kolej ok. jednej godziny. Przy okienku przekazujemy wszystkie niezbędne dokumenty, pobierane są również odciski palców. Przechodzimy do poczekalni.. w której spędzamy kolejne 30-40 minut. Podsumowując spędzamy przed i w konsulacie ok 2-3 godzin, po czym rozmawiamy z konsulem przez.. 5 minut. Miły człowiek zadaje pytania opierając się na nadesłanym przez nas formularzu (np. gdzie Pan pracuje/gdzie jedziecie/dlaczego/czy macie plan/kogo chcecie odwiedzić/czy macie dzieci, itp.). Myślę, że decyzja podejmowana jest bardziej "na nosa" i przez doświadczenie. Ludzi przy odrobinie wprawy pewnie nie jest trudno rozpracować. Wychodzimy z konsulatu wymęczeni, ale szczęśliwi:)

    Tip 1. Godzina spotkania w konsulacie ustalana podczas rozmowy telefonicznej wydaje się nie być wiążąca, ponieważ o kolejności stawiania się przy okienku decyduje przypadek - przychodzimy jak do lekarza na określoną godzinę, ale i tak jesteśmy ostatni w kolejce i dostajemy numerek:)
    Tip 2. Telefony komórkowe i inne urządzenia elektroniczne zostawiamy na zewnątrz u znajomych bądź w depozycie w Krakowie.

    środa, 2 czerwca 2010

    Staramy się o wizę amerykańską

    Na temat wizy i jej zdobycia krąży po Internecie wiele komentarzy. Znajdą się proste "niezawodne" recepty, polecane sposoby i przeróżne wizowe historie, jednak najczęściej można usłyszeć: "wszystko zależy od pierwszego wrażenia, jakie wywrzemy na konsulu oraz jego nastawienia do ciebie". Nie wdając się w jałowe spekulacje postaram się napisać, jakie warunki musimy spełnić, aby otrzymać wizę amerykańską.

    W Polsce zlokalizowane są dwa ośrodki: Ambasada USA w Warszawie oraz Konsulat Generalny USA w Krakowie. Informacje o tym, do którego okręgu należy Twoje województwo znajdziesz pod tym linkiem. O ogólnych informacjach wizowych można przeczytać tutaj lub tutaj.
    • Koszt wyrobienia wizy: $140 = 475,00 zł. (kwota z 01.06.2010 r.) - bezzwrotna bez względu na decyzję konsula.  Wpłacana na poczcie (nie ponosimy żadnych dodatkowych kosztów - ambasada ma umowę z Pocztą Polską). Bloczki do wniesienia opłaty znajdują się pod tym linkiem.

    Poniżej kolejność naszych działań:

    1) udajemy się do fotografa, w celu wykonania fotografii. W cenie usługi (ok. 17-25 zł.) otrzymasz prawdopodobnie 2 sztuki (czasem 4) + wersję elektroniczną na płycie CD (dodatkowy koszt nawet ok. 10 zł.) lub wysłane przez e-maila (ok. 2,5-5 zł.). Ze względu na to, że formularz zgłoszeniowy wypełniamy i wysyłamy drogą elektroniczną z poziomu strony WWW zdjęcie musi być w formacie *.jpg i spełniać następujące kryteria:

    Zdjęcie musi być w formacie JPEG (rozszerzenie pliku -.jpg). Minimalny rozmiar zdjęcia to 600 pikseli (szerokość) – 600 pikseli (wysokość). Maksymalny rozmiar zdjęcia to 1200 pikseli (szerokość) – 1200 pikseli (wysokość), a plik nie może przewyższyć 240 KB wielkości. Tylko wtedy zdjęcie może być wprowadzone do formularza DS-160. Jeżeli nie wykona Pan/i przynajmniej jednej próby wczytania zdjęcia cyfrowego do systemu nie będzie można przejść do następnego punktu formularza. Szczegółowe informacje dotyczące parametrów zdjęcia. Gdyby system nie przyjął zdjęcia, należy przynieść na rozmowę z konsulem zdjęcie spełniające następujące wymogi:
    • zdjęcie musi być aktualne, czyli zrobione w ciągu ostatnich sześciu miesięcy
    • wymiary - kwadrat o boku 5 cm, kolorowe,
    • tło - białe lub inne jasne, jednolite,
    • twarz na zdjęciu musi mierzyć 3 cm od czubka głowy do podbródka,
    • wzrok i twarz muszą być skierowane prosto w obiektyw aparatu,
    • uszy widoczne,
    • nie można fotografować się w ciemnych okularach,
    • nie można fotografować się w nakryciu głowy, chyba, że nakrycie noszone jest z powodów religijnych, jednak nawet w takich przypadkach cała twarz musi być widoczna
    2) wypełniamy wniosek wizowy (DS-160), a następnie:

    ...należy wydrukować stronę potwierdzającą złożenie podania (zawiera confirmation number, czyli numer potwierdzenia). Strona ta zawiera również dane osobowe, kod kreskowy oraz numer identyfikacyjny podania. Numer ten będzie potrzebny podczas umawiania spotkania. Wydruk (koniecznie na drukarce laserowej! - z uwagi na kod kreskowy) potwierdzający złożenie podania należy koniecznie przynieść na rozmowę z konsulem.

    Formularz wizowy został przetłumaczony na język polski. Tłumaczenie uzyskuje się umieszczając kursor nad  angielskim tekstem.

    Wniosek nie może być zapisany w sieci. W trakcie wypełniania należy  regularnie zapisywać go na swoim komputerze (do pliku *.dat), na wypadek gdyby była konieczność wykorzystania go w późniejszym terminie.

    Należy dokładnie sprawdzić, czy wszystkie informacje są poprawne i  kompletne przed wysłaniem wniosku. Po jego wysłaniu nie ma możliwości dokonania żadnych zmian. Podanie fałszywych informacji może skutkować zakazem wjazdu do Stanów Zjednoczonych na zawsze. Z tego powodu proszę upewnić się, że wszelkie informacje podane na formularzu wizowym są prawdziwe i rzetelne oraz zostały przekazane zgodnie z Pana/i najlepszą wiedzą.


    3)  ustalamy termin spotkania z konsulem (jeśli jest w ogóle taka konieczność - o zwolnieniach z tego obowiązku można przeczytać tutaj).

    Termin spotkania z konsulem można ustalić dzwoniąc do Centrum Informacji Wizowej od poniedziałku do piątku w godzinach 7:00 - 20:00 pod numer:
     
    • 0 703 700 120 - z telefonów stacjonarnych w Polsce (4,88 PLN za minutę)
    • 740 94 00 - z telefonów komórkowych w Polsce (4,88 PLN za minutę)
    • (48 22) 523 2000 - w Polsce i z zagranicy ($7,11USD lub 22 PLN za siedem minut płatne kartą Visa lub MasterCard)
    Średni czas rozmowy dla zgłoszenia jednej lub dwóch zgłaszanych wspólnie aplikacji wynosi ok. 6-8 minut. Cena za minutę połączenia może ulec zmianie bez wcześniejszej zapowiedzi. Przeciętny czas oczekiwania na rozmowę z konsulem wynosi dwa dni robocze (w praktyce do tygodnia). Przed wykonaniem telefonu należy przygotować:
    • paszport,
    • wydrukowaną stronę potwierdzającą złożenie podania DS-160,
    • kartkę i ołówek (do zanotowania numeru spotkania).
    4) kompletujemy potrzebne dokumenty:

    Ważny paszport  
    Paszport powinien być ważny 6 miesięcy ponad planowany pobyt w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli ważność paszportu jest krótsza niż 6 miesięcy, wiza może być wydana, jednak zezwolenie na pobyt w USA zostanie ograniczone do daty ważności paszportu.
    Jeżeli paszport stracił ważność wcześniej niż posiadana w nim wiza, mogą Państwo nadal podróżować do Stanów Zjednoczonych na jej podstawie, o ile nie została ona zniszczona lub anulowana. W takim przypadku należy podróżować z dwoma paszportami - starym z ważną wizą oraz nowym.
     Zgodnie z umową zawartą pomiędzy Polską i USA paszporty tych krajów będą honorowane obustronnie jeszcze przez sześć miesięcy od daty upływu ich ważności.
     Jeżeli paszport z ważną wizą amerykańską został skradziony, osoba starająca się o nową wizę musi przedłożyć raport z policji.

    Dowód wniesienia opłaty
    Każda osoba starająca się o wizę musi wnieść opłatę za rozpatrzenie podania wizowego.  Wyjątek stanowią:
    • osoby posiadające paszporty dyplomatyczne
    • osoby starające się o wizy typu A, G lub NATO
    • sponsorowane przez amerykański rząd osoby starające się o wizy typu J i uczestniczące w programach wymiany oznaczonych kodami G-1, G-2, G-3 oraz G-7
    Informacje o aktualnej kwocie i szczegóły dotyczące płatności znajdują się na stronie Opłaty.

    Formularz DHL
    Osoby mieszkające w Polsce muszą wypełnić formularz DHL, który umożliwi odesłanie paszportu po wydaniu wizy (może zostać wypełniony odręcznie).  Dla każdej osoby starającej się o wizę należy wypełnić indywidualny formularz DHL, z wyjątkiem rodzin mieszkających pod wspólnym adresem.
     

    Ważna wiza amerykańska
    Osoby posiadające jakiekolwiek ważne wizy amerykańskie ( w tym ważne wizy w starym paszporcie) powinny przynieść je na rozmowę z konsulem.
    W celu ochrony tożsamości utratę paszportu z ważną wizą amerykańską należy niezwłocznie zgłosić do konsulatu amerykańskiego drogą mailową na adres publicwrw@state.gov.  Należy podać nazwisko, imię, datę urodzenia, numer utraconego paszportu, datę wydania wizy oraz swój numer telefonu.

    Inne dokumenty
    Wniosek wizowy oraz rozmowa z konsulem zostały tak pomyślane, by za ich pośrednictwem uzyskać wszelkie niezbędne informacje o osobie ubiegającej się o wizę. Możliwe jest przedstawienie dodatkowych dokumentów uzupełniających wniosek. Jednakże konsul może uznać zapoznanie się z nimi za zbyteczne, jeśli w jego przekonaniu nie wniosą one istotnych informacji dla rozpatrzenia sprawy.

    5) odbiór wizy:

    Jeżeli wiza została przyznana, paszport należy zostawić w konsulacie do momentu ukończenia procesu i wydrukowania wizy.  Konsul wyda potwierdzenie z numerem listu przewozowego DHL oraz informacją o sposobie odbioru paszportu. Paszport zostanie dostarczony przez pocztę kurierską DHL w ciągu pięciu dni roboczych pod adres wskazany na formularzu DHL
    Opłatę w wysokości 23 PLN należy uiścić przy odbiorze przesyłki.

    Prosimy nie  pytać konsula o możliwość odebrania paszportu osobiście. Jedynie osoby podróżujące w nagłych przypadkach losowych jak choroba lub śmierć najbliższego członka rodziny (patrz: Nagłe sprawy rodzinne) oraz obywatele Białorusi niemieszkający w Polsce (patrz: Procedura ubiegania się o wizę dla obcokrajowców) mogą odebrać paszporty osobiście.  Nie należy podejmować żadnych nieodwracalnych decyzji związanych z podróżą aż do chwili otrzymania paszportu z wizą.
    Przy odbiorze paszportu prosimy o dokładne sprawdzenie imienia i nazwiska, daty urodzenia oraz numeru paszportu na wizie. Jeżeli zauważą Państwo jakiekolwiek rozbieżności należy skontaktować się z konsulatem, w którym wiza została wydana (Warszawa – 22 504 2000, Kraków – 12 424 5107)


    Tip 1. Na spotkanie z konsulem dobrze jest zabrać wcześniej przygotowane dokumenty mogące zaświadczyć o więzi z ojczyzną, np. akt własności mieszkania/ziemi, umowa o pracę, itp.

    Tip 2. Dobrze jest mieć zaproszenie od znajomych/rodziny mieszkających w Stanach Zjednoczonych (oficjalny formularz - kliknij tutaj).
    Tip 3. Należy również przygotować się na pytania dotyczące samego wyjazdu: co będziecie zwiedzać, gdzie będziecie nocować, itp.
    Tip 4. Na pytania konsula należy odpowiadać spokojnie, rzeczowo i nie pokazywać żadnych dokumentów, o które konsul sam nie poprosi.
    Tip 5. Należy również wiedzieć, o jaką wizę się ubiegamy. W naszym przypadku jest to wiza B-2, czyli biznesowo-turystyczna lub dla osób chcących podjąć leczenie.
    Tip 6. Formularz zawierający numer potwierdzenia potrzebny na rozmowę z konsulem należy wydrukować na drukarce laserowej (zawiera m.in. kod kreskowy).
    Tip 7. Formularz DHL jako jedyny może zostać wypełniony ręcznie.