wtorek, 7 września 2010
Anchorage po raz drugi
Wróciliśmy do miasta. Od razu przeszkadzają hałasy współlokatorów i te zaokienne, uliczne. Tu jest inaczej. Jeszcze wczoraj podróżowaliśmy po Kenai Penninsula - południowo wysuniętym półwyspie Alaski. Spędziliśmy dwie noce w Girdwood (niewielkiej mieścinie położonej praktycznie w lesie), odwiedziliśmy nadmorskie (nadoceaniczne?) Seward, które jako miasto podobało nam się bardziej niż półprzemysłowe Valdez, w którym natomiast bardziej podobały się nam widoki na okalające góry. W Seward, z uwagi na wilgotną pogodę (o dziwo..tu jednak czasem pada deszcz!), wybraliśmy się do oceanarium (Sealife Center), gdzie można popatrzeć na przeróżne żyjące indywidua: od meduz począwszy, poprzez ośmiornice, ryby, płazy, foki, a na lwach morskich skończywszy. Było warto. Zwłaszcza widok ponad półtonowego lwa morskiego zabawiającego się w najlepsze z kilkuletnimi dziećmi przyklejonymi pyszczkami do szyby był nie-do-zapomnienia. Na drugi dzień wybraliśmy się w góry na Crow Pass, czyli najwyżej położoną przełęcz na trasie Iditarod Historical Trail - legendarnym szlaku pierwszych poszukiwaczy złota w regionie. Po drodze natrafiamy na porozrzucane bezładnie elementy maszyn parowych i wyciągarek, których zadaniem było zwożenie urobku z sztolni w doliny. Po dość mozolnej wspinaczce, spotkaniu z owieczkami Dalla i poszukiwaniu bezpiecznego przejścia przez górski strumień wyłaniamy się z mgły (bo pół drogi trzeba było iść w chmurze) i widzimy chatę Chugach National Forest. To właściwie nasz cel, dalej już tylko zejście na dół i dalsza część szlaku aż do Eagle River, jakieś 4 dni marszu stąd. Po powrocie do samochodu kierujemy się na północ, poprzez Anchorage aż do Wasilli (w pobliżu rolnicza dolina Matanuska - wspominana wcześniej), gdzie spędzamy jeszcze jedną noc u zapoznanych couchsurferów. Jak zawsze są bardzo mili. Dziś rano wybraliśmy się na krótki hike po górach w okolicy Hatcher Pass. Widoki podobne do tych tatrzańskich z tą różnicą, że przestrzeń kilka razy rozleglejsza, no i chmury widać od tej drugiej strony - z góry. Dzień bardzo przyjemny, ciepły. Cieplejszy niż w Polsce i słoneczny. To już za nami. Teraz siedzimy znowu w mieście. Atmosfera inna, ale taką też lubimy na swój sposób. Zostaniemy tu już do końca, ale mamy jeszcze w zanadrzu kilka miejsc do odwiedzenia, rzeczy do zrobienia. Tymczasem kończę - z alaskańskim pozdrowieniem:-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Ja chcę na Alaskę ! :(
Sylwia, trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia.
Prześlij komentarz