poniedziałek, 23 sierpnia 2010

North to the Future

Te ceny jedzenia to chyba trochę przesadziliśmy, taki pierwszy szok. W sumie mamy cały bagażnik wyładowany jedzeniem, począwszy od warzyw z lokalnej farmy, a na pomarańczach z Gwatemali skończywszy. W sumie cały wielki wózek jedzenia z Walmartu za ok. $130. Poza tym żywą nas ludzie tutaj. Dzisiaj śpimy w przyczepie campingowej (full wypas) pewnej milej pani z Talkeetny. Mieszka poza miastem i mówi, żeby spać a się nie bać, jakby w nocy podszedł miś i zaczął węszyć. Zadzwoniliśmy do niej wcześniej i jak przyjechaliśmy to czekała na nas gorąca kolacja. Wcześniej jedliśmy już kiełbaski z łosia i świeżo usmażonego łososia alaskańskiego. Wszystko nam smakuje, nie to co jakieś krewetki z Hiszpanii! Samochód mamy bardzo duży, że ciężko mi sięgnąć do końca bagażnika. GPS działa idealnie i w ogóle nie musimy się martwić jaką drogą jechać, bo nas prowadzi pod same niemal drzwi. Jedną noc spaliśmy w aucie nad rzeką, bo było tam tak ładnie, że żal odjeżdżać. Zrobiliśmy sobie ognisko i było klawo. W aucie super-ciepło nocą, tyle ze nie tak wygodnie jak w namiocie. Nie wiem jakim cudem, ale jak do tej pory wszystkie dni pogodne. Dziś słońce tak prażyło w południe, że sobie trochę przypiekłem buźkę. Było w słońcu chyba z 25-30 stopni. Popływaliśmy kanadyjką - dziwnie, bo jezioro wygląda jak u nas w Polsce, a na brzegu alaskańskie świerki górskie. Dużo bobrzych żeremi. Jeśli chodzi o owady to jakiś żart. Jak do tej pory w ogóle nie są uciążliwe. Może nie spotkaliśmy jeszcze prawdziwego moskita, ale to co tu lata to zwykły komar, taki jak w Polsce. Tyle że leniwy i powolny, ze nawet niechcący można go zabić. No i jest ich bardzo mało. Innych owadów gryzących nie ma. Prawie codziennie na wieczór gorący prysznic i czujemy się wyśmienicie. Ludzie tutaj są nierealnie mili i uczynni, np. dziś do przyczepy dostałem laptopa i jest bezprzewodowy net, dlatego mogę pisać tak długo. Sabinka się kąpie, wiec mam spokój:P Kupiliśmy sobie kuchenkę gazową, więc teraz jemy tyle, że zostaje. Dziś na obiad był ryż z sosem, fasolą i mięskiem, w skrócie takie chili-noc-carne. Na deser pomarańcza, rabarbar z cukrem, pączki i sok jabłkowy lub herbata jak kto woli. W sumie sielanka:) Sabina dziś jechała kawałek autem i pokochała automatyczne skrzynie biegów. Mówi, ze tak powinno być w każdym. Autko pali nie tak dużo (chyba na całym baku, czyli ok. 10 galonów = 50 litrów, może przejechać do 800-900 km). Jak się mocno wdusi gaz to ciągnie niemiłosiernie:) Chyba 1.6 to będzie. Jutro jedziemy dalej na północ (czyli najlepszy kierunek na świecie) i wjeżdżamy do Denali State Park i dalej do Denali National Park. Tam mam nadzieję zobaczyć dziką zwierzynę:) Problemy z zasięgiem są częste, więc telefony włączamy tylko czasami. OK! Kończę, bo ile można. Do przeczytania!

3 komentarze:

wlad pisze...

Piszesz
'Dzisiaj spimy w przyczepie campingowej (full wypas) pewnej milej pani z Talkeetny. Mieszka poza miastem i mowi, zeby spac a sie nie bac, jakby w nocy podszedl mis i zaczal weszyc. Zadzwonilismy do niej wczesniej i jak przyjechalismy to czekala za nas goraca kolacja.'
Jak poznałeś tę miłą panią
'Zadzwonilismy do niej wczesniej'?

Anonimowy pisze...

Poprzez serwis www.couchsurfing.org - ogolnoswiatowa wyszukiwarka osob udostepniajacych swoje kanapy podrozujacym:) //Tomek

Anonimowy pisze...

Teraz sobie przypomniałem, że o tym wiem.
Na stronie tego serwisu jeszcze nie byłem.
Pozdrawiam, pozdrów Sabinkę. wlad