piątek, 13 sierpnia 2010

Nasza "round-trip"

Aby zetknąć się z Alaską "w wielkim skrócie" trzeba zrobić spory objazd. Obszar alaskański pomieściłby pięć Polsk, a zatem i droga czeka nas długa. Planujemy pokonać ok. 3.000 km. Ale od początku. Z Polski w jedną stronę mamy do pokonania ok. 15.000 km. Wyruszamy z Bytomia w niedzielę o 6:30 rano. Jedziemy do Warszawy, gdzie zostawiamy nasz pojazd na parkingu. Samolot, który startuje o 18:20 ma zawieźć nas do Londynu, gdzie mamy pierwszą przesiadkę. Druga już w Stanach, w Houston. Jeszcze tylko międzylądowanie w Seattle (ale bez przesiadki) i jesteśmy w Anchorage, największym mieście stanu i stolicy zarazem. 19.08, tj. w czwartek, kierujemy się na północ (jak Pan Bóg przykazał:) i mamy zamiar dotrzeć do Wasilli zwiedzając po drodze farmy z okolic Palmer, a dokładniej tętniącej życiem doliny Matanuska. Mają tam kapustę o średnicy metra, więc na naszą europejską mówią "brukselka". Wasilla sama w sobie podobno nieciekawa, jednak nie o nią chodzi, ale o położony nieopodal Hatcher Pass, czyli pasmo górskie skrywające historię wydobycia złota (skansen) oraz przepiękne pejzaże. Na następny dzień mkniemy nad jeziora. To Nancy Lake State Recreation Area, gdzie planujemy popagajować kajakiem lub Old Town'em - kanadyjką (swoją drogą dobrze już nam znaną z zeszłorocznego spływu Brdą). Spanie w Willow. Posuwając się dalej na północ Alaska Highway docieramy do Denali State Park z kilkoma fajnymi hike'ami i prawdopodobnie polem namiotowym. Dalej wypada Talkeetna (baza wypadowa na Denali, kilka rzeczy do zwiedzenia), Cantwell (mała mieścina wśród Alaska Range), Healy i Stampede Road - szlak wiodący do "magicznego autobusu". Po ok. 600 km. pojawiają się na drodze zabudowania Fairbanks - drugiego co do wielkości miasta stanowego. W Fairbanks zabawimy pewnie kilka dni (są tam baseny termalne Chena River Hot Springs; dla wymoczków jak my w sam raz). Dalej kierujemy się na wschód - aż do Dawson City - legendarnego miasta poszukiwaczy złota sprzed stu lat. Tu zobaczymy Jukon, rekonstrukcję chaty Jacka Londona (muzeum) i parę innych ciekawych rzeczy. Być może trafimy na żyłę złota. Choć nie wiem czy nie prościej byłoby w dzisiejszych czasach zagrać w lotka. Z Dawson musimy przedostać się przez Glenallen do miejscowości portowej Valdez położonej nad zatoką Alaska, u stóp Północnego Pacyfiku. Stamtąd zaczniemy już wracać, choć miniemy po drodze kilka ciekawych miejsc na hikowanie, np. po lodowcach. Po powrocie do Anchorage 07.09 będziemy mięli jeszcze trzy dni na pożegnanie z daleką północą. Być może skoczymy do Seward, bo ponoć pięknie tam. Nasz samolot powrotny startuje w piątek, 10.09 o godz. 17:00. W drodze powrotnej dokładamy 9 godzin przesunięcia czasu do naszej podróży. Przesiadka w Nowym Jorku, następna ponownie w Londynie. W Warszawie planowo mamy być na 11:00 rano czasu polskiego. Całość zapowiada się baaardzo alaskańsko:)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

STOLICĄ ALASKI JEST JUNEAU! PROSZĘ POPRAWIĆ TEN BŁĄD!