czwartek, 2 września 2010

Klondike - Tr'ondek Hwech'in

Klondike to kraina poszukiwaczy złota. Do niedawna sądziłem, że to taka stara miłobrzmiąca nazwa obszaru nadana przez pionierów, którzy znaleźli złoty piasek w Bonanza Creek. Tymczasem prawdziwe było tylko to, ze nazwa piękna jednak pochodząca z języka indian Tr'ondek Hwech'in. Tr'ondek - Klondike. Muzeum mieści się w budynku Danoja Zho (Long Time Ago House), oprowadza nas po nim młoda indianka, której praprapra dziadek był wodzem plemienia. Indianie żyli tu w zgodzie z naturą - ich duchowość nakazywała mysleć o sobie, jako cząstce świata tak samo małej i skromnej, jak kamień czy gałąź drzewa. Biały człowiek jest pępkiem wszechświata. Tr'ondek przenosili się z miejsca na miejsce, w zależnosci od pory roku - raz łowili łososie, raz zbierali jagody, raz polowali na karibu. Ich terytorium to rzeka Jukon w górnym biegu i dalej na północ. Ich kultura i rękodzieła są bogactwem, język przyjemnie brzęczy w uszach, opowieści i legendy wciągają i dają do myślenia.

Tam gdzie rzeka Klondike wpada do Jukonu rozsiadło się niegdyś wielkie miasto: Dawson City. Dziś można je pieszo pokonać w 15 minut spacerem. Mieszka tu ok. 600-700 ludzi. To niewiele, jeśli przyłożyć do tego skalę "szarańczy", jaka napływała tutaj około roku 1898 - było tu wówczas blisko 10.000 poszukiwaczy marzeń o wielkim bogactwie. Tak naprawdę połowa nie dotarła do złotonośnych strumieni, druga polowa nigdy nie znalazła złota, a bardzo duża część po prostu straciła życie przedzierając się przez Alaskańska zimę. To, co tu zostało po nich jest namacalne i realne, jakby działo się wczoraj. Nawet dzisiejsze miasteczko oddaje klimat tamtych dni, ulice są błotniste, chodniki drewniane, szyldy ozdobione charakterystyczna "dzikozachodnia" czcionka. Przy rzece stoi "Keno", statek parowy zbudowany specjalnie do transportu surowców i zapasów. W muzeum oglądamy film i łapiemy atmosferę. Ludzie zdają się być naturalni, krzykliwi, 100% tubylczy. Chata Jacka Londona to nic, w porównaniu z opowieścia, jaką na jego temat snuła pewna starsza pani. W życiu nie słyszałem w ten sposób opowiadającej osoby - z przejęciem, sercem, pasja. To wszystko się tu naprawdę wydarzyło i to niezwykle móc oglądać to na własne oczy, zanurzyć ręce w Jukonie, patrzeć na szczyty, na które patrzyli ludzie sprzed ponad 100 lat.

Jutro opuszczamy Dawson i wracamy do 49 stanu USA. Teraz będziemy kierować się nad Pacyfik do portu Valdez.

Brak komentarzy: