wtorek, 2 listopada 2010

Podsumowanie!

alaskańska głowa
Jak podsumować podróż na Alaskę? Co właściwie z nas zostaje tam; co właściwie możemy zabrać ze sobą tu, jak się ma do tego upływający czas - czy porządkuje naszą przeszłość, odkłada na nigdy-nie-mające-nadejść "potem" w specjalnym archiwum? Co się stało z tamtymi "my", alaskańskimi, teraźniejszymi ze światem, bijącymi sercami ziemi? Możemy pisać prozę, robić film, opowiadać, wspominać. I to się dzieje. To róbmy, póki nam się chce coś robić ("Robiąc cokolwiek stajesz się kimkolwiek. Robiąc coś, stajesz się kimś"), bo w przyszłości nas, których nie znamy, być może nie będzie miejsca na sprawy, które trwają tutaj, w tym czasie. Alaska to symbol zmian, jakich oczekiwaliśmy, i o które zabiegamy. Czy to samo w sobie nieustanne "zabieganie o coś" może być celem, dążeniem, a nawet programem? A po co cel, powie ktoś z pierwszego wręcz rzędu. Być może zdał sobie sprawę, że ulotne są nasze namiętności i nie zmartwychwstają w nas, jak codziennie zmartwychwstaje świt (jak pisał poeta), a przez to mordują bezbożnie w każdej sprawie, obojętnie wzruszają ramionami, milczą do nas bezsilnością. Czy to można zaakceptować? Trzeba chyba być idiotą. Nie mieć węchu, nie czuć smaku, być rośliną. Ba, nawet roślina wie lepiej. Roślina pnie się w górę, do słońca. Pokazuje jedyny słuszny, jak słonecznik, kierunek. "Instynktownie" wie, co dla niej dobre. I my chcemy poddać się tej instynktownej pogoni w-gdzieś-tu-i-tam. Najlepszej, bo nierozumianej, a akceptowanej. Jak miłość. Zawierzonej, jak miłość. Jak miłość szczerej i prostolinijnej. I to niech będzie naszą ojczyzną ideologiczną, naszym sposobem na podsumowanie podróży na Alaskę. Niech coś pozostanie po niej, niech nasza robota pobudza do życia, molestuje tęsknotą, a kiedyś odda to serce na tacy wykonanej ze złota z Bonanza Creek. Chcecie czasem rozumieć bohaterów filmów, które pochłaniacie - wy, my - widzowie? Pewnie, że tak. Słynne pytanie: "Jakby to było, jakby to było". Słynne. Musisz to robić TY, żeby dowiedzieć się, że powtarzanie po kimś przynosi rozczarowanie. Wyobrażenia o emocji przerosły nas. Ale czy w zamian nie masz tej dzikiej satysfakcji, że teraz to Ty już faktycznie wiesz, jak to jest. Jesteś świadkiem tego przeżycia. Ty to widziałeś, czułeś, byłeś, dotykałeś, słyszałeś. Być może trzeba popracować nad odbiorem jakości, tak jak kiedyś godzinami pracowało się nad anteną tv, by poprawić jakość obrazu, lub nawet zlikwidować śnieżenie. Ale pomyśl, czy nie było by po prostu miło być pierwszym, robić coś lub w sposób, którego nikt nie spróbował? Czy wówczas bylibyśmy w stanie coś stracić? Nie wydaje mi się, rybeńki. Będziemy silni w swoich korzeniach, w swoich prawach, swoich sądach. Będziemy stawiać opór. I będziemy to robić świadomie, z premedytacją, chętnie. Czy to wystarczy na podsumowanie naszej Alaski? Wiec jak tam faktycznie było, na Alasce: "fajnie", czy były "wspaniałe widoki",  czy spotkaliśmy "miłych ludzi". Takiej odpowiedzi stanowczo nie mogę Wam udzielić.